Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ryby

Treść

Piątej części swego poetyckiego cyklu „Taniec posłuszeństwa albo słomiana mata” s. Hedwig (Silja Walter) OSB nadała tytuł. „Pokora”. Zebrane pod tym tytułem wiersze otwiera kolejny cytat z księgi proroka Ozeasza:

Uprawiacie zło,
zbieracie nieprawość
i spożywacie owoce kłamstwa,
Ponieważ nadzieję złożyłeś w twych rydwanach
i mnóstwie twoich wojowników –
karczujcie nowe ziemie!
Nadszedł czas, by szukać Pana (Oz., 10, 13.12)

To wielkie słowa – jakby odpowiadające wielkości tematu pokory, któremu św. Benedykt poświecił, jak pamiętamy cały, dość spory siódmy rozdział swoje Reguły. Wersy jednak s. Hedwig brzmią jakby inną tonalnością. Wiele w niej światła, lekkości, swobody.

Gomer patrzy przez szyby
I śmieje się
Welon
Przekrzywił się
A ona liczy ryby
Przegląda się
Chętnie w stawie
Boże światło wszakże rozrywa
Dziury
I płonie pod betonowym stropem
Od serca Gomer [Wiersz nosi tytuł Boże światło].

Oto szyba. Odbija się w niej słońce – tak, że ledwie widać dziecięcy zachwyt na twarzy Gomer – na tyle szczery i bezradny, że nie zwraca uwagi na przekrzywiony welon. Ważna jest radość w sercu i wzmagające ją to wszystko radosne, co za oknem. Gdy człowiek pozbędzie się niepotrzebnych balastów z serca wszystko jest ciekawe i piękne. Wszystko intryguje. Tak na przykład staw – z rybami. Tyle razy mijany niezauważany, by w sercu było tak wiele smutku czy napięć. Pokora to wszystko oczyszcza, przynosząc zdolność do pierwotnego zadziwienia – a raczej gotowości do oddania się nadchodzącemu z zewsząd pięknu. Widziany oczami pokory staw jest skarbem i lustrem, oceanem i niebem. Drży delikatnie świadomy odpowiedzialności za krystaliczną toń, która skrywa – ale przecież chcący wszystkim pokazać jej piękno wzmocnione, rozwibrowane rybami: w słońcu błyszczą łuski, mienią się kolory. Woda opalizuje, ukazując zarazem swą czystość i głębię – a także troskę i czułość. Przeglądając się w stawie można na moment zanurzyć się w tej mikro przestrzeni pokoju i ciszy, gdzie wszystko żyje, ale i przyjmuje. Nasza twarz – twarz Gomer (jeszcze w przekrzywionym welonie) – spotyka się, zlewa z eleganckimi ruchami prężnych ciał ryb. Falują płetwy. Oczy przenikają przejrzystą toń wody. Rozbłyskują własnymi barwami i światłem. Wszystko trwa w splocie razem. Chłód wody rozbroiło światło słońca. Jej głębię oswoiły kolory. Ta mała przestrzeń gościnności pozwala na chwilę zatrzymania, mini medytacji – przyczajonej w mgnieniu oka, w pulsie zachwytu. Będąc u siebie ogarniamy głębię i blask, inność wpisaną we własną twarz, blask, który nie oślepia a uwydatnia.

Takie momenty doświadczania pokory są zarazem spotkaniem z Bożym światłem, które skrapla się wodną głębią, pieści łuski, kolory i linie ryb kładąc też łagodnie dłoń na naszej twarzy. Mikro zachwycenia. Mikro pejzaże pokornej codzienności zwyczajnych objawień.

Prawdziwe momenty, kiedy jesteśmy u siebie – w naszych intymnych miejscach czy rytuałach: okno za którego szybą każdego poranka rozgrywa się spektakl barw i odcieni, ławeczka pod drzewem, żwirowa alejka schodząca aż nad brzeg stawu – i tyle innych miejsc, znanych tylko nam samym! To sedno ukrytego życia, owego „zamieszkiwania z samym sobą”, o którym św. Grzegorz Wielki pisał w odniesieniu do św. Benedykta (Dial. 2, 3, 7). Bierne, ale i świadome trwanie w żywych nurtach Bożego światła – jak ryby, z którymi wszak na powierzchni stawu zlewa się nasza twarz. Może podobne doświadczenie nakazało św. Antoniemu Pustelnikowi sformułować ów znamienny obraz życia mniszego: „Jak ryby, które za długo leżą na brzegu, giną, tak i mnisi, którzy zwlekają z powrotem do celi albo wdają się w rozprawy ze świeckimi, tracą zdolność do skupienia. Toteż jak rybie do morza, tak nam trzeba wracać do celi: abyśmy przebywając zbyt długo na zewnątrz nie zapomnieli o czujności wewnętrznej”. Pisał on co prawda o rybach morskich, ale wiemy, że czy w stawie, czy w morzu czy w rzece ryby mają swoje przestrzenie, rewiry – płyciej, lub głębiej, przy wodorostach lub przy brzegu. Analogicznie do życia monastycznego, zdobywającego przecież swój sens nade wszystko w małych przestrzeniach – takich, jak szkoła służby Pańskiej (RB Prol 45), ograniczenie przestrzenią klasztoru, służbą pod regułą i opatem (RB 1, 2), ale przecież siódmy rozdział Reguły rozpoczyna się odniesieniem do przestrzeni „małego dziecka na łonie jego matki” (RB 7, 4). A i sama przestrzeń pokory odmierzana jest sukcesywnie małymi stopniami. Intymne doświadczenie mikro pejzażu czyż nie jest takim pokornym, dziecięcym wtuleniem się w łono kochającego Boga? Mimo wszystko, na przekór temu wszystkiemu z zewnątrz, co chce odebrać nam pokorną zdolność zachwytu. Ryby pozostają zazwyczaj spokojne, pełne harmonii i ciszy. Zarazem jednak czuwają. Wystarczy im teraźniejszość. Czy mogą – muszą myśleć o tym, co je czeka? Nieustannie kontemplują światło wpadające do wody, może nawet naszą odbijającą się w tafli powierzchni twarz. Są świadome głębszego kontekstu sytuacji w jakieś bezradnej, ale i pełni przyjętej pogodnej bierności. Tylko człowiek tej harmonii pozbawiony ostatecznie nie dostrzeże, nie uszanuje małych epifanii Bożego światła. Będzie wszędzie szukał swego interesu, do którego bynajmniej nie trzeba mu piękna słońca czy przejrzystości wody. Najwyżej może liczyć się ryba, jej smak – ewentualnie moment emocji jej łowienia.

Mnisi w bezinteresowności swego trwania są poniekąd solidarni z rybami. Zresztą jak wszyscy, którzy zdecydują się zastąpić lęk pokorą i nie martwić się strapieniem, które przyniesie następny dzień.

Poeta ujmuje to drastycznie, może ze zbyt ludzkiej perspektywy:

Nie można wyobrazić sobie snu ryb,
Nawet w najciemniejszym kącie stawu,
wśród trzcin, ich spoczynek jest czuwaniem
wiecznie ta sama pozycja i absolutna niemożność powiedzenia o nich: złożyły głowę.

Także ich łzy są jak krzyk w pustce: niepoliczone.
Ryby nie mogą gestykulować swojej rozpaczy.
To usprawiedliwia tępy nóż, który skacze po grzbiecie zdzierając cekiny łusek.

Czasami lepiej niczego sobie coś wyobrażać: po prostu patrzeć, powierzyć się danej chwili, zapomnieć o tych wszystkich zbyt ludzkich perspektywach, które ostatecznie zabierają nam pokój, pozwolić Bożemu światłu płonąc w sercu. W końcu nie każda ryba ze stawu trafia pod nóż…

„Selfie z Regułą” to nowy cykl felietonów, których autorem jest Bernard Sawicki OSB, obecnie wykładowca w Papieskim Ateneum św. Anzelma w Rzymie i Koordynator Instytutu Monastycznego.

Źródło: ps-po.pl, 7 listopada 2018

Autor: mj

Tagi: Ryby