Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie zapomną Władywostoku

Treść

W niedzielne południe w Moskwie przed centrum telewizji państwowej Ostankino odbył się "mityng pamięci" ofiar pożaru biurowca we Władywostoku z 16 stycznia. Demonstranci żądali ukarania wszystkich winnych tragedii i protestowali przeciwko filtrowaniu prawdy o tym zdarzeniu w państwowych mediach.
Uczestnicy moskiewskiej pikiety utworzyli żywy łańcuch ludzi, aby upamiętnić ofiary pożaru oddziału Sbierbanku w biurowcu we Władywostoku. Dzień wcześniej na centralnym placu Władywostoku po raz drugi zebrało się kilkuset manifestantów żądających postawienia do odpowiedzialności funkcjonariuszy struktur siłowych i ich dymisji. "Zerwijcie gwiazdki, weźcie drabiny" - wzywał jeden z plakatów.
Tymczasem władze zdają się bardziej poruszone z powodu samorzutnych akcji solidarnościowych społeczeństwa niż samą tragedią. Jeszcze zanim rozpoczęła się manifestacja w Moskwie, prokremlowskie publikatory robiły wszystko, by wyszydzać planowaną w Moskwie akcję opozycji. Publicysta portalu GlobalRus. ru Kirył Sokołow w komentarzu zatytułowanym "Histerie rosyjskiej opozycji stają się coraz bardziej nieprzyzwoite" starał się dezawuować najbardziej oczywiste fakty ze skandalicznej akcji straży pożarnej, którą widziały setki świadków.
We Władywostoku manifestanci żądali od władz ujawnienia wszystkich szczegółów śledztwa w sprawie przyczyn pożaru i podania pełnej liczby ofiar. Nieśli plakaty oskarżające służby Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych o przyczynienie się do tragedii. Z inicjatywy miejscowej organizacji "Wolność wyboru" pikietujący zażądali od władz przedstawienia raportu ukazującego wydatki ze środków charytatywnego funduszu na rzecz obrony przeciwpożarowej, który od kilku lat zasilali miejscowi przedsiębiorcy. Okazało się bowiem, że w czasie akcji strażacy nie mieli podstawowego sprzętu (drabiny strażackie i strumienie wody w części wozów nie dosięgały płonących pięter), nie posiadali batutów i odpowiedniego ubioru.
Władze próbują bronić strażaków, tłumacząc, że w czasie akcji postępowali oni zgodnie z regulaminem. Co więcej, starają się kreować ich jako jedne z ofiar tragedii. Za pretekst uznano fakt pobicia strażaka, który skierował drabinę w celu ewakuacji niezagrożonego kierownictwa banku. W tym samym czasie zwykli urzędnicy siedzieli na parapetach, palili się, błagali o pomoc i wyskakiwali z 7. piętra. Władze poinformowały, że poszukują osoby, która dopuściła się pobicia strażaka.
Okazał się nim były oficer milicji o imieniu Aleksander, który w liście otwartym w internecie potwierdził z kolei ciężkie oskarżenia pod adresem strażaków. - Człowiek, który rzekomo "pobił" bohaterskiego strażaka bez żadnego przymuszenia zgłosił się w ubiegłym tygodniu w prokuraturze, został przesłuchany i po złożeniu podpisu pod zobowiązaniem o niewyjeżdżaniu, obecnie przebywa na wolności - poinformował wczoraj "Nasz Dziennik" Andriej Burmakin, który prowadzi własne śledztwo w sprawie okoliczności pożaru.
Jedynym medium, dzięki któremu organizują się "nieposłuszni" Rosjanie stały się internetowe fora dyskusyjne. Jednak i one są penetrowane przez środowiska związane z władzami miejskimi i strukturami siłowymi Kraju Nadmorskiego, które czują się zagrożone. Niszczone są strony internetowe, a organizatorów niezależnego śledztwa zastraszają i zniesławiają "dyżurni" internauci.
- To są inwektywy i pogróżki, których nie chciałbym przytaczać. Nie zajmuję się polityką, ale nie zrezygnuję z dochodzenia prawdy o tragedii, która poruszyła nas wszystkich. (...) Władze winny na długo zapamiętać, że ich bydlęcy stosunek do ludzi może obrócić się przeciwko nim. Najbardziej efektywnym i dostępnym dla każdego mieszkańca sposobem przywrócenia władzy pamięci byłaby stała i narastająca akcja obywatelskiego nieposłuszeństwa, np. poprzez bojkot Sbierbanku - powiedział Burmakin. Przekonuje on, że wyjątkowość tragedii we Władywostoku nie polega na jej rozmiarze, lecz na porażającym, przejrzystym symbolizmie ukazującym stosunek władzy do zwykłych obywateli. - Tu wszyscy widzieliśmy, jak po drabinie strażackiej wychodziła w płaszczu dyrektorka oddziału banku, a na przeciwległym skrzydle płomienie wypychały z okien jej podwładnych. Tego nie zapomnę do końca życia - wyznał rosyjski działacz.
Waldemar Moszkowski

"Nasz Dziennik" 2006-01-30

Autor: ab