Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Anachoreza - wczoraj, dziś, czy także jutro?

Treść

Ewagriusz z Pontu to od pewnego czasu postać często wspominana na różnych rekolekcjach i dniach skupienia. Jego „octon logismoi” opisane w wielu książkach robi zawrotną karierę.

Chciałbym napisać coś sensownego na temat książki o. Leona Nieściora OMI pt. Anachoreza w pismach Ewagriusza z Pontu, jednak prawdopodobnie przekracza to moje możliwości. Poziom tego dzieła, jego zakres i prowadzona na kilkuset stronach wnikliwa analiza tematu to zupełnie inny wymiar, rzekłbym kosmiczny. Poziom szczegółowości opisu rozważanego zagadnienia porównałbym do tego, czym zajmuje się fizyka wysokich energii, czyli dział fizyki, której celem jest badanie cząstek subatomowych oraz zachodzących między nimi interakcji. Nie polecę jej zwykłym czytelnikom zainteresowanym literaturą dotyczącą tematyki pierwszych wieków chrześcijaństwa, do których sam się zaliczam. Przebicie się przez taką „cegłę” można potraktować jako możliwość pochwalenia się w towarzystwie znajomością czegoś tak unikalnego, o czym niewiele osób ma choćby blade pojęcie. Dlaczego więc o tym piszę?

Ewagriusz z Pontu to od pewnego czasu postać często wspominana na różnych rekolekcjach i dniach skupienia. Jego „octon logismoi” opisane w wielu książkach robi zawrotną karierę. Jak to zwykle bywa z duchowymi modami, odkrycie autora, który sformułował i usystematyzował jako pierwszy osiem złych myśli (lub duchów), które są podstawą dla siedmiu grzechów głównych, stanowi łakomy kąsek dla poszukiwaczy „czegoś innego”. Zgoda, jest trochę przesady oraz ironii w tym, co napisałem, jednak pogoń za nowinkami, nie tylko w sferze religijnej, jest bardzo powszechna. Henry Ford, tak chętnie i często cytowany przeze mnie, mawiał, że „myślenie jest trudne, dlatego tak mało ludzi je praktykuje”. Wszystko, co wymaga jakiegoś wysiłku, jest trudne, dlatego wielu wybiera postępowanie po najmniejszej linii oporu. Show-biznes jest tak dochodowy, bo dla konsumentów przyswajanie takich treści jest łatwe i przyjemne, nie wymaga wysiłku, zapewnia zastrzyk pożądanych emocji bez konieczności bezpośredniego angażowania się. Bycie biernym odbiorcą jest łatwe.

Osiem duchów zła to tylko część spuścizny tego filozofa i teologa pustyni. Jego twórczość została zebrana w dwóch tomach Pism ascetycznych, które ukazały się w serii Źródła monastyczne Wydawnictwa Benedyktynów TYNIEC. W tym miejscu dochodzę do pierwszej obserwacji: „octon logismoi” może liczyć na wiele tzw. clickbait’ów rekolekcyjnych, ponieważ to chwytliwy nagłówek, reszty dzieła Ewagriusza już nie da się poszufladkować w tak prosty i jednoznaczny sposób. Tym bardziej problematyczna jest anachoreza, czyli oddalenie się, wycofanie, odejście na pustynię. To przede wszystkim decyzja, swego rodzaju powołanie, bez całej tej otoczki tajemniczości i głębokich rozważań teologicznych. Egzystencja anachorety na pustyni jest totalnie nudna, oczywiście dla niezorientowanego obserwatora. Czymże atrakcyjnym może być życie w odosobnieniu, spędzanie czasu wyłącznie na modlitwie i prostej pracy, bez rozrywek, bez towarzystwa (towarzystwo było, ale bardzo powściągliwe i mało rozmowne), bez ówczesnych breaking news’ów. I o czym tu pisać?

Otóż to, o. Leon Nieścior OMI poruszył temat anachorezy poddając ją w swojej książce drobiazgowej analizie. Jaki pożytek może wynikać z rozważań nad treściami ukazującymi człowieka w drodze? Tak, w drodze, chociaż bycie anachoretą skojarzone jest z pozostawaniem w tym samym miejscu przez długi czas. Jednak autor prezentuje nam człowieka, Ewagriusza, który był zaliczany do ówczesnych elit intelektualnych, lubiącego dobre towarzystwo i splendor, który jednak nie zawahał się porzucić wszystkie pokusy świata i wyruszyć na pustynię, by szukać Boga prawdziwego. Kiedy tam dotarł, pomimo osiadłego trybu życia nie zatrzymywał się w swojej podróży, odkrywając kolejne poziomy doświadczania jedności ze Stwórcą. Drogą, a właściwie bramą, była anachoreza, oddalenie się, odosobnienie, odrzucenie wszystkiego, co stanowi pożywkę dla zmysłów i przeszkodę na drodze do jeszcze większej zażyłości z Bogiem. O. Leon roztrząsa także kwestie różnic i podobieństw znaczeń terminów anachoreta i mnich. Oba mają część wspólną, ale nie do końca są dla siebie synonimami. Pamiętajmy, że anachoreta zazwyczaj nie był pustelnikiem żyjącym samotnie, w oddaleniu od ludzi. Ci najbardziej znani, zwani abba, mieli często po kilku uczniów, gościli także przybyszów chcących zasięgnąć u nich rady: „Abba, powiedz mi słowo”. To właśnie mnisi, ci szeregowi, mogli cieszyć się większym odosobnieniem, choć żyli w zorganizowanych wspólnotach. Wypełniając swoje codzienne obowiązki i trwając na modlitwie mogli pozostawać praktycznie niezauważeni, jakby przeźroczyści. To, co wspólne dla anachorety i mnicha, to pozostawanie ciągle na drodze, ciągle w ruchu, choć bez przemieszczania się.

Anachorezę należy traktować jako drogę wewnętrznego poznania. Bez tego duchowego oderwania się od aktywności wymuszanych przez świat nie ma mowy o prawdziwym wyjściu na pustynię. Właściwie można by na takim stwierdzeniu poprzestać, ale pozostałoby to zbyt dużym uproszczeniem. Na drugim końcu znajduje się obszerna praca o. Leona Nieściora OMI, zgłębiająca temat do poziomu subatomowego. Każdy aspekt anachorezy w pismach Ewagriusza z Pontu jest tu ukazany z różnych perspektyw, opisany i drobiazgowo przebadany. Jaką zatem korzyść odniesie czytelnik podążając za rozważaniami o. Leona? Moim zdaniem tą korzyścią jest głębokie zrozumienie, czym jest anachoreza, a także – na podstawie tej wiedzy – możliwość wyboru własnej ścieżki, bez porzucania pracy, rodziny, znajomych, zainteresowań. Kiedy przyjrzymy się temu, co wypełnia nam czas każdego dnia, odkryjemy, jak wiele marnotrawstwa kryje się w działaniach, które dotychczas uważaliśmy za zwyczajne, może nawet konieczne. Z jak wielu można zrezygnować, bądź istotnie ograniczyć, by zyskać czas na… I tu pojawia się kolejny problem: zyskać czas na co? Na inne aktywności? W biznesie to jest oczywiste, że kiedy usuwamy marnotrawstwo, to zastępujemy je działaniami, które dodają wartość. Jeżeli chodzi o samodoskonalenie, także w rozumieniu właściwym metodom „continuous improvement”, odzyskany czas można, a właściwie należy poświęcić na doskonalenie swoich kompetencji. Jednak w sferze duchowej działanie jako takie nie odgrywa istotnej roli. To, co obecnie sprawia największą trudność, to właściwe zrozumienie jak niepodejmowanie działania, choć nieutożsamiane z biernością, może być rozwijające i twórcze. W pewnej książce na temat medytacji amerykański duchowny często podkreślał jej efekty, owoce, i to tak, jakby były one skutkiem wysiłku osoby medytującej. Współczesnemu człowiekowi jest bardzo trudno pojąć, że coś może się stać, coś może się tworzyć bez jego czynnego w tym udziału. To może się wydawać paradoksalne, ale anachoreta podejmował wszystkie te dzieła ascetyczne właśnie po to, by w końcu przestać działać i w pełni oddać się Bogu. Z pewnością nie jesteśmy w stanie całkowicie zaprzestać działania, ale możemy odkryć te obszary naszego życia, w których pozwolimy Bogu spotkać nas całkowicie bezradnych, niezdolnych do jakiegokolwiek ruchu, a jednak podążających nieustannie ku niemu. Tak ująłbym sens odkrywania, czym jest anachoreza w pismach Ewagriusza z Pontu, dając się prowadzić wnikliwej myśli o. Leona Nieściora OMI.

Henryk Metz – kierownik projektów i programów w branży IT oraz ekspert/trener metod ciągłego doskonalenia. Ikonopisarz, członek Senatu Śląskiej Szkoły Ikonograficznej, reprezentuje Wydział Światło i Zbawienie ŚSI. Wraz z żoną Zofią pomaga zainteresowanym poznawać i doskonalić się w sztuce pisania ikon we wspólnocie Ikonopisarzy Wszystkich Świętych przy parafii pw. Wszystkich Świętych w Gliwicach.

 

Żródło: cspb.pl, 28

 

Autor: mj