Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Środki zaradcze przeciwko acedii - duchowej depresji / część 2

Treść

Wypróbowanym środkiem, pozwalającym uniknąć niepokoju acedii lub zapanować nad nim, jest praca. Mnisi wszystkich czasów czynili obowiązkiem ciężką, lecz uregulowaną pracę, wykonywaną pieczołowicie i z umiarem.

Wypróbowanym środkiem, pozwalającym uniknąć niepokoju acedii lub zapanować nad nim, jest praca. Mnisi wszystkich czasów czynili obowiązkiem ciężką, lecz uregulowaną pracę, wykonywaną pieczołowicie i z umiarem. Nie mogła ona służyć własnym celom ani być okazją do haniebnej żądzy zysku. Ewagriusz podaje głębokie powody, przemawiające za koniecznością pracy:

Troszcz się o pracę ręczną i to stosownie do sił we dnie i w nocy, abyś nie obciążał kogoś, ale raczej sam innych obdzielał, jak zachęca i mówi święty Apostoł Paweł (por. 1 Tes 2,9; Ef 4,28). A w ten sposób także zwyciężysz demona acedii i oddalisz od siebie wszystkie pozostałe pożądliwości wzniecone przez wroga. Lenistwu bowiem towarzyszy demon acedii, a, jak mówią, mieszka on w pożądliwościach (Prz 13,4).

W tych kilku linijkach kondensuje Ewagriusz duchowe doświadczenie Ojców Pustyni, którego jest spadkobiercą i uczniem. Liczne teksty Apoftegmatów mogą zilustrować każde zdanie osobnym epizodem. W czasach, w których praca fizyczna była jeszcze sprawą niewolników, Ojcowie cenili pracę własnych rąk wyjątkowo wysoko. Byli jednakże również świadomi niebezpieczeństwa przekształcenia jej w żądzę zysku bądź w chorobliwy aktywizm. Nie mniej potrzeba samodyscypliny do dokładnego dokończenia pracy, jak do odłożenia jej na bok, gdy wzywają ważniejsze obowiązki. Słusznie domaga się Benedykt, by niczego nie przedkładać nad oficjum. Zawsze uważano, że należy stawiać tamę zarówno lenistwu, jak i niepohamowanej pracowitości. Ewagriusz dzięki swemu wnikliwemu darowi obserwacji w obu tych skrajnościach rozpoznaje formy acedii.

Odważne trwanie, uaktywnienie naturalnych funkcji popędliwej części duszy nie jest jednakże jedynym panaceum na acedię. Przecież także pożądliwa część duszy zostaje zaatakowana i wyobcowana ze swych naturalnych funkcji. Jej trzy specyficzne cnoty definiuje Ewagriusz w następujący sposób:

Dziełem powściągliwości jest patrzeć beznamiętnie na rzeczy, które wzbudzają w nas nierozumne wyobrażenia, natomiast dziełem wstrzemięźliwości – odrzucić z radością wszelką rozkosz podniebienia.

Łatwo można poznać bądź odgadnąć różne pokusy acedii, które kierują się przeciwko tym dwóm cnotom właściwym pożądliwej części duszy. Wymienialiśmy już często liczne przykłady: nierozsądne pragnienie tego, co nieosiągalne i niemożliwe do realizacji, różnorodne uczucia niechęci i braku ochoty oraz irracjonalne żądze. Niestety, nie sposób tu przytoczyć wszystkie rady, których Ewagriusz udziela w poszczególnych wypadkach w celu przywrócenia naturalnego funkcjonowania pożądliwej części duszy. Przyjrzyjmy się za to bliżej wstrzemięźliwości. Problem „wynagradzania” sobie zmartwień, „pocieszania się” poprzez radości podniebienia, czy też tak rozpowszechniona dzisiaj, a w swojej istocie jeszcze mało rozpoznana skłonność do przejadania się, nie były Ojcom nieznane. Posługiwali się oni w tej dziedzinie, z pobudek etycznych, środkiem leczniczym, który dzisiaj stosowany jest jedynie ze względów ascetycznych bądź zdrowotnych. Chodzi o post. Ewagriusz stwierdza lakonicznie:

Ten, kto panuje nad brzuchem, zmniejsza namiętności,
opanowany zaś przez pokarmy, powiększa przyjemności.

Postem dla Ojców nie było jedynie czasowe bądź zupełne wyrzeczenie się określonych produktów żywnościowych, jak np. mięsa. Pod tym względem kierowali się oni zasadą Pawła: Wszystko, cokolwiek w jatce sprzedają, spożywajcie, niczego nie dociekając. Dużo ważniejsze było świadome ograniczenie swoich potrzeb, rezygnacja z wyrafinowanych i drogich potraw, i to szczególnie wtedy, gdy tęsknimy za bardziej urozmaiconym i smaczniejszym jadłospisem.

Przy tym wszystkim Ewagriusz również tutaj nie jest żadnym fanatycznym rygorystą. Kto z powodu słabości lub choroby musi posilać się trzy razy w ciągu dnia, a nawet częściej – normalnie mnisi mieli jeden posiłek dziennie, po 1500 – ten nie powinien się zamartwiać. Również wtedy nie ma powodu do skrupułów, gdy ważniejsza od wszelkich „reguł” gościnność domaga się przerwania postu wielokrotnie w ciągu dnia!

Jednakże jeszcze mniej toleruje pisarz przesadę w drugą stronę. Tak doradza pewnej zakonnicy:

Nie mów: „Zjem dziś, a nie będę jadła jutro”,
ponieważ czynisz to nie kierując się roztropnością;
będzie to bowiem ze szkodą dla twojego ciała
i o ból przyprawi twój żołądek.

Jak bardzo surowa nie byłaby asceza Ojców Pustyni, pozostaje ona zawsze pełna umiaru, to znaczy dopasowana do możliwości konkretnej osoby. Nie jest sztywnym wypełnieniem prawnego przymusu, lecz podlega ewangelicznej wolności, jak to często powtarza Ewagriusz. Usprawiedliwieniem tej wolności jest fakt, że post, podobnie jak inne ćwiczenia ascetyczne, należy do „dobrowolnych ofiar”, jakie człowiek może złożyć Bogu spontanicznie, nie będąc do tego zobowiązanym przez Boski nakaz.

Właściwy sens tych praktyk Ewagriusz widzi zwłaszcza w kształtowaniu woli.

Zatem wstrzemięźliwość od pokarmów jest to trud naszej woli i ducha.

Jako dobrowolna ofiara jest ono dopasowane do sił poszczególnego człowieka. Rzeczy, których się wyrzekamy, nie są przecież nieczyste, gdyż wszystkie zostały stworzone przez Boga dla naszego użytku, a Bóg nie uczynił niczego złego. Prawdziwa przyczyna wszelkiego zła leży w naszym nieczystym sercu (Mt 15,18), w permanentnym i dokonywanym z rozmysłem nadużywaniu rzeczy stworzonych. W tym egoistycznym wynaturzeniu tkwi korzeń pierwotnego grzechu człowieka:

Żądza pokarmów zrodziła nieposłuszeństwo,
a słodkie kosztowanie wypędziło z raju.

Stąd też staje się zrozumiałe nie tylko to, dlaczego obżarstwo, czyli gastrimargia, co dosłownie oznacza niepohamowany żołądek, jest pierwszą spośród ośmiu przywar, lecz również dlaczego post, ćwiczenie się w wyrzeczeniu elementarnych przyjemności podniebienia, pozostaje pierwszą cnotą.

Pierwszym spośród narodów jest Amalek (Lb 24, 20),
a pierwszą wśród namiętności jest obżarstwo.
Kto pochwycił [oślą] szczękę, unicestwił cudzoziemców
i łatwo rozerwał kajdany własnymi rękoma.

Jednakże same te mądre rady i spostrzeżenia nie odniosą wielkiego skutku, gdyż pożądliwa i popędliwa część duszy ma swoje korzenie w sferze irracjonalnej, instynktownej. Jeśli w tym zaskorupiałym kompleksie frustracji i agresji ma się coś zmienić, to inicjatywa działania musi przyjść z góry. Pobudka taka może pochodzić jedynie z umysłu, owej siedziby Bożego podobieństwa i otwarcia na Boga. Z pewnością również on pozostaje pod wpływem namiętności duszy, jednakże nie traci nigdy swej wrażliwości na Słowo Boże. Pozostaje ostoją wolnego wyboru, który nadaje wszelkiemu ludzkiemu czynowi jego wartość.

Aby wyjść ze ślepej uliczki acedii należy więc zaapelować do rozumu, odgrywającego w człowieku wiodącą rolę. Idąc za swoim mistrzem, Grzegorzem z Nazjanzu, Ewagriusz definiuje zgodne z naturą i porządkiem stworzenia działanie racjonalnej części duszy w następujący sposób:

Ponieważ dusza rozumna składa się z trzech części, według naszego mądrego mistrza, kiedy więc w części rozumnej rodzi się cnota, nazywa się roztropnością, bystrością i mądrością (…). Dziełem roztropności jest dowodzić w walce z przeciwnymi mocami, osłaniać cnoty i stawiać czoła wadom, a także rozporządzać tym, co moralnie obojętne, stosownie do okoliczności. Dziełem bystrości jest z kolei harmonijnie kierować wszystkim, co jest pożyteczne w drodze do celu, a mądrości – kontemplować racje bytów cielesnych i bezcielesnych.

Jedna z tajemnic duchowego życia polega na tym, by „wszystko czynić we właściwym czasie i z odpowiednią miarą. To bowiem, co nie zna właściwego czasu ani miary, trwa krótko, a to, co krótkotrwałe, przynosi więcej szkody niż pożytku”. Potrzebna jest do tego roztropność, której zadaniem jest przecież między innymi „rozporządzać tym, co moralnie obojętne, stosownie do okoliczności”. Co się za tym kryje, uwidacznia Ewagriusz na przykładzie psalmodii. Jak już widzieliśmy, acedia wytwarza przy odmawianiu psalmów przewlekłe zniechęcenie, które sprawia, że recytacja tekstów staje się uciążliwa. Przychodzi wtedy pokusa jeśli nie do przespania oficjum, to przynajmniej do czynienia rzeczy w niewłaściwej porze. Tak więc śpiewa się wtedy, gdy należałoby recytować i przedłuża się w ten sposób modlitwę. Innym znowuż razem demon popycha nas do nieprzyzwoitego wręcz pośpiechu… Roztropność potrafi bronić się przeciwko temu.

Czasami w zgromadzeniu właśnie szeptem należy odmawiać psalm, czasami zaś rzeczą użyteczną jest modlić się wieloma psalmami. Albowiem stosownie do zasadzek nieprzyjaciela konieczne jest, abyśmy i my zmieniali sposoby postępowania.

Podobnie mamy się zachować, kiedy demon atakuje nasze „ciało” i ogarnia nas takie zmęczenie, że doznajemy pokusy, by w ogóle pozostać w łóżku.

Zbudzeni ze snu przed świętym zgromadzeniem rozważajmy w sercu myśli świetlane, abyśmy z czujnym umysłem stanęli do śpiewu psalmów.

Podobnie jak wielokrotnie wcześniej, również tutaj zwycięstwo nad acedią wiąże się z obietnicą, której głębszy sens przyjdzie nam jeszcze zbadać.

Kto stara się rozpromienić duszę najlepszymi myślami, najpierw oczyszcza wspaniały pomnik modlitwy; kto niestosownymi myślami rani serce, popadając w niewolę odrzuca owoc modlitwy. Kto gorliwie wpatruje się w blask modlitw niczym w zwierciadło, dzięki widzeniu sięgającemu najwyżej ujarzmia te myśli, które są poniżej, ponieważ oko duchowe otrzymuje ze światła jakby siłę i pożywienie. Ten bowiem, kto w oglądzie rzeczy usilnie stara się posuwać naprzód, otrzyma zdolność wyraźniejszego widzenia, jak opisał to prorok Elizeusz.

To, co doradza tutaj Ewagriusz mnichowi Eulogiuszowi odnośnie modlitwy, tego „dzieła Bożego” par excellence, dotyczy naturalnie mutatis mutandis każdej, dowolnej pracy. Kto wstaje dopiero w ostatniej chwili, może być pewny, że rozpocznie swoją pracę pełen niechęci i złego humoru. To samo dotyczy samej pracy. Kto da się zwieść do niestosownego pośpiechu bądź też do opieszałości, ten stanie się ostatecznie ofiarą acedii. W tym wypadku, jak mówi Ewagriusz, zawsze należy czynić przeciwieństwo tego, co podpowiada nam nieprzyjaciel duszy. Każdą rozpoczętą pracę należy więc pieczołowicie doprowadzić do końca, a kiedy nie jest się w stanie ruszyć z miejsca, trzeba niejako zadać sobie gwałt i przymusić się do kontynuacji.

W gruncie rzeczy są to powszednie mądrości życiowe, które każdy zna. Jednakże tylko nieliczni są świadomi tego, że te drobnostki decydują o tym, czy nasze życie zdegraduje się do poziomu wiecznej nudy, pełnej rozgoryczenia i niechęci, czy też nasze serce będzie wypełnione „myślami światłości”.

Fragment książki Acedia – duchowa depresja

Gabriel Bunge – urodził się w 1940 r., w rodzinie luteranina i katoliczki. W wieku 22 lat wstąpił do zakonu benedyktynów w Chevetogne w Belgii. W 1972 przyjął święcenia kapłańskie. W 1980 po serii kontaktów z młodzieżą z kantonu Ticino w Szwajcarii uzyskał pozwolenie na przeniesienie się do Roré di Cazù Capriasca. Wykładał Pismo Święte, zajmował się teologią Ojców Kościoła, a zwłaszcza duchowością tzw. ojców pustyni, wśród których szczególną uwagę poświęcił Ewagriuszowi z Pontu, opracowując i tłumacząc na język niemiecki jego pisma. 27 sierpnia 2010 przyjął prawosławie.

Żródło: cspb.pl,

Autor: mj