Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prawdziwym złem jest tylko grzech

Treść

Grzeszyć to jest nieszczęście, wszystko inne – to są trudności. Cierpienie ostatecznie wyprowadza nas do nadziei, Tajemnica Paschalna nas zobowiązuje. Sprawy etyczne, moralne i ekonomiczne – wyglądają inaczej, jeśli się nie uzna, że Chrystus jest pierwszą wartością.

Jest tyle sytuacji, w których my się urodziliśmy, w których trwamy, które Bóg nam daje jako prezent mniej lub bardziej przyjemny, ale w tym wszystkim zostawia margines naszej wolności i będziemy sądzeni z tego, jak się w nim zachowywaliśmy. Jedni ludzie, zanim przystąpią do Komunii Świętej, idą do konfesjonału, bo rozważyli, że trzeba się oczyścić. Inni nie idą nawet do Komunii, bo „nie muszą”. To moje „chcę”, „ jeśli chcę”. Nie ma przymusu. To samo, jeśli jest post i pokuta – to sprawa grzechu lekkiego. Jesteśmy tak nauczeni, że jak ciężki grzech – to się z niego spowiadamy, a jak powszedni, to uważamy, że z tym można przystąpić do Komunii Świętej.

Jest powiedziane, że jeśli ukradnę zarobek dzienny komuś – to jest ciężki grzech, bo mu zabieram dzienne utrzymanie, czyli że mniej można ukraść!? Powinniśmy jednak mieć mniej statyczne podejście do grzechu, ono nam wtedy pomoże w zorientowaniu się w naszej wolności wyboru. Jeśli kocham Boga i im bardziej kocham Boga – to tak jak z człowiekiem – tym bardziej staram się, żeby Bogu nie uchybić w niczym. Małżonkowie mogą sobie przypomnieć, jak to było w czasach młodości, piękny okres narzeczeństwa – nikt nie chciał urazić drugiego.

Grzech to powiedzieć kochającemu Bogu «nie». Suma grzechów powszednich nie może spowodować grzechu ciężkiego, ale jednocześnie jeśli ktoś wciąż tam tym piaskiem sypie i sypie i mówi, że „ja cię jednak kocham”, po pewnym czasie zaczyna się tracić przekonanie, że on naprawdę kocha. Jeżeli natomiast nie przyhamujemy na drodze do Boga, stale się Jemu poświęcamy, to dochodzimy do tego, że jedynym złem, jakie istnieje na świecie – to rozstanie z Bogiem. Cóż z tego, że mnie zabili, że mnie wywieźli na Sybir, że mnie dręczyli, że ktoś poderwał moją opinię, że mnie wykiwali, stracili majątek – ja jestem w zgodzie z Bogiem.

Kiedyś jakiś pan w czasie powodzi wszystko stracił: „Jak to «wszystko»?, ja żyję, żona żyje, dzieci żyją, wszyscy jesteśmy zdrowi”. A niektórzy w analogicznej sytuacji nawet popełniali samobójstwo. Człowiek, który wiele doświadcza, nie jest nieczuły wobec klęski – trzęsienia ziemi, czy powodzi – ale jednocześnie człowiek wierzący nie wpada w rozpacz.

Pamiętam dziewczynę, która umarła na raka, kiedy miała dwadzieścia lat. W balecie była, miała plany. I nagle nowotwór kolana, odjęta noga, potem przerzuty w obrębie głowy. Wspierałem ją modlitwą i rozmową. Kiedy rodzice byli u niej po śmierci, tata – zwyczajny człowiek – opowiadał z boleścią: „Pan Jezus w Ogrójcu potrzebował, żeby Apostołowie byli przy Nim. Nasza córka w tych ciężkich ostatnich chwilach potrzebowała naszej obecności i myśmy z nią byli”. Wywojowali u lekarzy, żeby być do końca – to było to, co mogli jej dać. Wysłuchali prośby Jezusa:

[Jezus] Wtedy rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!» (Mt 26,38).

W Ewangelii odnajdziemy przykład godności w przyjmowania nawet kary. W czasie ukrzyżowania Jezusa dwóch złoczyńców zachowało się odmiennie – jeden bluźnił, a drugi tłumaczył i prosił:

Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: «Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Lecz drugi, karcąc go, rzekł: «Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił». I dodał: «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa». Jezus mu odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju» (Łk 23,39–43).

Są zadania dane mi przez Boga, które muszę bardzo często przecierpieć, napłakać się może nieraz, namartwić. Ktoś powiedział: „Ile się trzeba nadenerwować, żeby być spokojnym”. Jeśli coś mimo woli na mnie spada, klęski żywiołowe, śmierć, choroba – które przez nikogo nie zawinione – to znaczy zadanie jest nieraz bardzo bolesne, bardzo trudne.

Nasza służba zdrowia wie doskonale, jak w takich przypadkach arcytrudnych – gdy odchodzi dziecko, czy młody, czy małżonek – to się serce kraje. Jak wtedy być, nie pocieszać płytko, ale być – to jest wyzwanie również dla mnie samego. Troska o spowiedź, o posługę kapłana, jest troską o swoją duszę, abyśmy ją „przedstawili piękną, nieskalaną Panu”:

W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata,
abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem
(Ef 1,4a).

Osoba wierząca troszczy się też o dusze innych. Święta Maria Goretti (1890–1902) – która jest czczona we Włoszech, w Nettuno – kiedy zaatakował ją nożem jej zabójca Aleksander – nie wołała: „Oszczędź mnie!”, ale: „Tobie tego nie wolno – bo ty pójdziesz do piekła”. To był największy dramat, że ktoś grzeszy.

Grzeszyć to jest nieszczęście, wszystko inne – to są trudności. Cierpienie ostatecznie wyprowadza nas do nadziei, Tajemnica Paschalna nas zobowiązuje. Sprawy etyczne, moralne i ekonomiczne – wyglądają inaczej, jeśli się nie uzna, że Chrystus jest pierwszą wartością. A jeśli nie ma Jezusa, to nie ma żadnego argumentu, to wszystko się zostawia, dzieci się zostawia, męża się zostawia dlatego, że w tej chwili ja mam chęć. Ewentualnie, jeśli jest okazja, kogoś oszukać – i da się ukraść pierwszy milion czy któryś kolejny, czy wyrzucić kogoś z pracy po to, żebym ja był ważniejszy, czy przekręty robię, że kupuję coś za bezcen, potem podnoszę cenę.

Telewizja i media wmawiają z większym czy mniejszym natężeniem, że Kościół – religia jakakolwiek, a Kościół katolicki szczególnie – wprowadza człowieka w niewolę. Wymieniają ograniczenia: nie wolno przerwać ciąży, nie wolno żyć z chłopakiem czy dziewczyną przed ślubem, nie wolno rozbić małżeństwa, nie wolno stosować eutanazji, nie wolno opuścić Mszy Świętej, nie wolno oszukać, nie wolno łokciami się rozepchać. „Religia wasza jest religią zakazu” – mówią.

A potem przychodzi się do kościoła, a ksiądz się modli: „Panie Boże, wyzwól nas z kajdan grzechu” i niejeden człowiek jest zdezorientowany: „To, czy kajdany to Kościół narzuca, czy zrywa?!” Powinniśmy jednak sami to przeżywać i innym przypominać, że życie bez grzechu – to jest życie właściwie w wolności a grzech – to jest niewola.

Jan Paweł II powiedział, że wierność Bogu to jest sprawa jednego „tak”, które potem pociąga za sobą różne „nie”. Mamy więc te pewne granice, ale jeśli chodzi o przestrzeń nieskończoną – to jest coś nadzwyczajnego. „W klasztorze nic nie wolno” – wszystko mi wolno w klasztorze! Mogę coś zniszczyć i będę miał bardzo dużo kłopotów. Mogę wyjść, nie zwrócić wszystkich pieniędzy i pojechać sobie do rodziny, do Siedlec – zamiast siedzieć na rekolekcjach – i wrócić po miesiącu. I co by się działo? Powiedzieliby: „Leon zbzikował zupełnie, coś mu się stało”, dzwoniliby, pytali, ale kto by mi co zrobił? Nikt.

Ale mój program życiowy jest jasny. Jeśli mam jechać wygłosić rekolekcje do Zakopanego i autobus jest pełniutki, muszę stać na jednej nodze – to nie wsiądę do autobusu do Warszawy pustego, gdzie mogę jechać wygodnie. Tylko wiem, że muszę pojechać do Zakopanego. Jeśli wiem, że Chrystus mnie kocha, że mam być zbawiony, że droga do tego jest właśnie taka – to idę tą drogą.

Fragment książki Rozważania benedyktyńskie o Kościele

Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Żródło: cspb.pl,

Autor: mj