Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zbyt mała miłość

Treść

Jak są daleko, to łatwiej. Szybciej się człowiek wzrusza filmem czy zdjęciami. Tak, bardzo pomagają one opowiedzieć o dramatach i wzruszyć serca. Łatwo wtedy, automatycznie wręcz kliknąć, albo wysłać sms, by przekazać dotację. Jest tyle potrzeb. Z każdego portalu, z każdego ekranu wyciągają się ręce po pomoc. Nasze możliwości są jednak ograniczone. Trzeba wybrać. A wzruszenie pozostaje. Boli brak środków. Zostaje bezradność. Może ona sprawić, że będziemy żyć w jakimś zawieszeniu – przynajmniej ci wrażliwsi. Czy można bowiem spokojnie iść spać, gdy wie się, że może niedaleko ludzie układają się do snu na ulicach? Albo siadać do obiadu, gdy się wie o tylu dzieciach umierających codziennie z głodu? Można bezproblemowo iść do pracy wiedząc, że tyle osób bezskutecznie szuka właściwej pracy – lub jest z niej właśnie wyrzucanych? Zbyt wiele takich myśli paraliżuje. Wrażliwość tu nie pomaga. Nie da się żyć w ciągłym dyskomforcie. Dlatego uciekamy od świadomości nieogarnionych ludzkich potrzeb na świecie.

Gdy za dużo tej świadomości, może pojawić się zmęczenie czy obojętność. Nie damy rady. Mamy własne kłopoty. Inni mają większe możliwości. Ktoś powie, że tak usypiamy sumienie. Pewien mnich powiedział pewnemu proszącemu go o jałmużnę żebrakowi, że on sam żyje z jałmużny. Na swój sposób to prawda. Oczywiście dzisiaj tyle złego się mówi o kościelnych finansach. Mniej słychać o dobrych dziełach realizowanych z kościelnych pieniędzy. Pozostaje jednak pojedynczy człowiek – mnich, zakonnica, świecki – bez wielkich możliwości pomocy dostrzeganym wkoło potrzebującym.

Mówi się, że nawet niewielka pomoc zgromadzona od wielu staje się wielka. Zachęca się do wspierania i pracowania na rzecz pomocowych instytucji. Mamy jednak nasze życie, nasze sprawy. Niewielu decyduje się na poświęcenie życia morza światowych potrzeb.

Wygoda to? Ucieczka? Lenistwo? Czy nie mamy prawa kochać tych najbliższych? Kilku. I tak wszystkim nie pomożemy. Nie dla wszystkich starczy czasu, energii, serca. Taka jest, niestety, rzeczywistość. Oczywiście, można próbować ją zmienić – i o to się modlić, jak to kiedyś uczynił przed Matką Bożą pewien poeta:

Spojrzyj w me serce, Najjaśniejsza Pani,
I choć przez chwilę usłysz, co w nim śpiewa,
A ujrzysz wielką miłość w tej otchłani,
Co kocha ludzi, kamienie i drzewa.

O, jakże bardzo kochać chcę, jak bardzo,
Nie to, co w bisior stroi się i złoto,
Lecz to, czym nawet najnędzniejsi gardzą,
Co głodem żywię, poi się tęsknotą.

Chcę serce moje jako bochen chleba
Pokrajać dla tych, których głód uśmierca,
Ty zasię spraw to, o Panienko z nieba,
Aby dla wszystkich mi starczyło serca.

Czy jednak nie jest to piękna utopia? Św. Benedykt w swojej Regule wydaje się być w tym temacie realistą. Wobec każdego człowieka nakazuje szacunek (RB 4, 8). Szacunek ma dotyczyć też starszych (RB 4, 70). Miłość zarezerwowana jest dla młodszych (RB 4.71). Te same zalecenia powtarza rozdział 63 Reguły: Niech zatem młodsi starszych szanują, a starsi niechaj kochają młodszych (RB 63, 10). Bardzo intrygująco brzmią te zalecenia wobec ogólnego wskazania by nie schodzić z drogi miłości (RB 4, 26) jak i by miłować nieprzyjaciół (RB 4, 31).

Starsi są mniej od nieprzyjaciół godni miłości? Sprzeczność? Niekonsekwencja? A może, tak typowy dla św. Benedykta, wzgląd na ludzką słabość i wynikająca stąd niedoskonałość miłości. A przecież tak bardzo chcemy kochać. I być kochani! Jak to pogodzić z naszą kiepskością?

Rozwiązanie tego dylematu zdaje się proponować bohaterka omawianego przez nas cyklu poezji S. Hedwig (Silji Walter) OSB, alter ego poetki – biblijna Gomer:

Tak się teraz dzieje
tak się teraz dzieje
z ludźmi tego świata
tak się dzieje
teraz ze wszystkimi
z całym
moim sercem.
Mówię tak
kiedy TO pęka
i wszyscy ludzie
są teraz moi [Wiersz nosi tytuł Kocham].

Tak, musi pojawić się pęknięcie. Ale nie naszego serca! Nasze serce będzie zawsze za małe! Nie ma się co łudzić! Faktycznie, dobrze, by wystarczyło solidnie dla kilku osób – ale kochanych dogłębnie, na całego. Wszystkich ludzi kochać można tylko odnajdując się w pęknięciu, przez które przychodzi do świata Bóg, w Jego miłosiernym Sercu, przebitym za nasze grzechy. W nim zatracamy naszą ograniczoność i możemy nieskończenie poszerzyć nasze serce. Kto w to Serce wejdzie – a, jak wiemy, wiele to kosztuje nie jest już tylko samym sobą. Naprawdę żyje w tym i tym Sercem. I faktycznie, może kochać wszystkich ludzi. I odnaleźć nadzieję i możliwości by im pomóc. W Nim.

Nie jest więc właściwe sprowadzania działalności Kościoła do posługi charytatywnej. Owszem, ta jest potrzebna. Nigdy jednak nie wystarczy do końca. Potrzeba wrażliwości, miłości i oddania Pana Jezusa. Potrzeba zainwestowania w tę Miłość, która nie tyle jest drugą stroną miłości bliźniego, ale do niej bramą. Trzeba tej miłości powiedzieć tak, ze wszystkimi tego konsewkencjami. Wtedy cała perspektywa się zmienia. Starcza serca, energii i czasu, bo jesteśmy tylko w Nim.

Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.

Źródło: ps-po.pl, 20 lutego 2019

Autor: mj

Tagi: Zbyt mała miłość