Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Implantacja prawej flanki

Treść

Powyborcze analizy bilansu strat i zysków, skutkujące właściwą diagnozą i zaordynowaniem skutecznego programu naprawczego, są równie proste jak teoria prądów błądzących w instalacjach elektrycznych. Jestem jak najdalej od popadania w tani dydaktyzm, nie zamierzam też afiliować się przy rosnącym w lawinowym tempie gronie naprawiaczy Prawa i Sprawiedliwości.

Analizując, z pozycji życzliwego obserwatora, procesy zachodzące po prawej stronie sceny politycznej, warto jednak pamiętać o pewnych imponderabiliach. Po pierwsze, politycy operujący na prawo od centrum powinni zdawać sobie sprawę z faktu istnienia całego łańcucha zewnętrznych, pozapartyjnych, przyczyn słabości - czy może raczej należałoby zdefiniować ową słabość jako trudność - w realizacji statutowych zadań ich ugrupowań. Rzecz w tym, że partiom definiującym się jako prawicowe zawsze będzie trudniej pozyskać wyborców. Dlaczego? Dlatego że ich credo ideowe jest bardziej wymagające w odbiorze, adresowane do dojrzalszych wyborców. Prawica odwołuje się do kategorii obowiązku, powinności, nakazu, zakazu etc. Schlebiająca ludzkim słabościom lewica nie musi przełamywać bariery trudnego przekazu; świat jej antywartości jest prosty jak konstrukcja cepa: "róbta, co chceta", hulaj dusza, piekła nie ma, wszystko wolno. Takim przekazem lewicowe partie "koszą" wyborców, a prawica, chcąc dochować wierności ideowemu komponentowi, nie ma najmniejszych szans na jego przelicytowanie. Tej zasady nie są w stanie przełamać żadne zabiegi socjotechniczne. Chyba że zredukujemy aktywność polityczną do kategorii technologii władzy, ale ta prędzej czy później zaowocuje głęboką i trudno odwracalną erozją całej tkanki życia publicznego.
Oczywiście zdiagnozowanie tej wewnętrznej, immanentnej cechy skazującej ugrupowania prawicowe na konfrontowanie się z polityczną konkurencją na trudniejszym gruncie nie zwalnia z konieczności prezentacji wyborcom spójnej koncepcji celów i skutecznej strategii ich realizacji. I braku tej koncepcji nie zrekompensują nawet najbardziej skuteczne i arcydemokratyczne struktury partyjne. Gwarancji sukcesu wyborczego, bez diagnozy sytuacji, specyfikacji celów i zbudowania przekonującej narracji - nie da też mechanicystyczna zmiana na stanowisku prezesa partii czy nawet całego zarządu. Jeśli Zbigniew Ziobro powołuje się na węgierski wariant, pozwalający Fideszowi konkurować o wyborców centrowych bez obawy rozpłynięcia w bezideowej magmie, to trzeba jasno powiedzieć, że PiS samo dokonało amputacji własnej prawej flanki w postaci frakcji Marka Jurka. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest utrata możliwości głębokiego kotwiczenia z prawej burty, połączonego z wariantem operowania w dalekim centrum i na rubieży elektoratu Platformy, bez ryzyka utraty dotychczasowej pozycji. Być może polityczne aggiornamento warto zacząć od analizy właśnie tej sytuacji.
Katarzyna Orłowska-Popławska


Nasz Dziennik Wtorek, 25 października 2011, Nr 249 (4180)

Autor: au