Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie chciał się ujawnić

Treść

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Z Ireną Malkowską, siostrzenicą Bolesława Częścika „Orlika”, zamordowanego 10 lipca 1951 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

„Orlik” często bywał w domu Pani rodziców?

– Byłam wtedy małym dzieckiem i nie pamiętam go osobiście. Może do nas przychodził, ale ja nie zwróciłam na to uwagi, bo wujków i ciotek miałam wiele. Gdy później rozmawiałam z jedną z ciotek i pytałam ją, czy nie ma jego zdjęć, odparła, że wszystkie, które miała, schowała, zakopując w piwnicy, by po wojnie je odzyskać, lecz niestety je skradziono. Piwnica była rozwalona, zresztą cały dom był w czasie ofensywy spalony i zostały z niego jedynie zgliszcza. Nasz dom rodzinny znajdował się w miejscowości Wola, lecz ja wtedy mieszkałam z rodzicami w Krasnosielcu, gdzie ojciec prowadził sklep. Mama często wspominała, że ile razy babcia przyszła do nas, tyle razy wspominali Bolka.

Co o nim mówili?

– Wiem, że wujek był żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych. Po wejściu wojsk sowieckich służył w oddziale pod dowództwem Romana Dziemieszkiewicza „Adama”, „Pogody”. Brał udział w wielu akcjach zbrojnych na terenie powiatów: ciechanowskiego, makowskiego, ostrołęckiego i pułtuskiego, m.in. rozbicia aresztu PUBP w Krasnosielcu na początku maja 1945 r., skąd uwolniono kilkudziesięciu żołnierzy AK i NSZ. Po rozbiciu oddziału Dziemieszkiewicza działał od 1946 r. w oddziale Pogotowia Akcji Specjalnej XVI Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Józefa Kozłowskiego ps. „Las”. Do organizacji chciał przyłączyć się również młodszy brat Bolka Irek, którego ten stamtąd wyganiał, bo mówił mu, że jest za mały i powinien zająć się rodzicami. Irek powiedział, że jeżeli go wyrzuci, to i tak wróci do innego oddziału i będzie walczył. Ten młodszy brat „Orlika” był później represjonowany i miał rozprawę, ale ponieważ był jeszcze młodociany, został skazany do prac przymusowych w kopalni na terenie Polski, gdzie przebywał ok. 3-4 lat. Wrócił bardzo wychudzony i wynędzniały.

22 kwietnia 1947 r. „Orlik” ujawnił się w Warszawie przed Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego. Dlaczego zdecydował się na ten krok?

– Wiem, że ciotka, która była bardzo związana z Bolkiem, do końca życia miała wyrzuty sumienia, że namawiała go do ujawnienia się. Mówiła mu, że jest amnestia i powinien to zrobić, bo będzie miał kontakty z rodziną. Wtedy jeszcze zastanawiał się nad tym. Ze Starogardu Gdańskiego, gdzie mieszkał i pracował chyba w jakimś kole rybackim, pływając z rybakami na kutrze, przyjechała do nas jego dziewczyna, by prosić ciotkę, żeby przestała go namawiać do ujawnienia się. Mówiła, że skoro ukrywał się do tej pory, a ta jego konspiracja przynosi jakieś skutki, to niech im da spokój, bo chcą ułożyć sobie życie i założyć rodzinę. Ciotka odparła, że też chce mieć kontakt z bratem, więc powinien się ujawnić. Do tej pory sama jeździła czasami do niego pod różnymi pretekstami, lecz bała się, że również ona będzie śledzona. Niestety, zawierzyła ówczesnemu rządowi i kiedy Bolek się ujawnił, został 13 września 1950 r. aresztowany w Drewnicy. 7 kwietnia 1951 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na sesji wyjazdowej w Pułtusku pod przewodnictwem por. Edwarda Hollera skazał go na karę śmierci. Prezydent Bolesław Bierut decyzją z dnia 3 lipca 1951 r. nie skorzystał z prawa łaski i wyrok na Bolku wykonano 10 lipca 1951 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie.

Represje dotknęły też rodzinę?

– Wiem, że zanim Bolka uwięziono, były u nas rewizje, widocznie go szukali. Babcia do końca życia miała nadzieję, że może wróci z Syberii, bo myślała, że tam go zesłano. Jej majątek skonfiskowano później i rozparcelowano. To był piękny dom, przypominam sobie ganeczek i śliczny ogród. Przez ten teren przechodził w czasie wojny front, uciekaliśmy wtedy na furmankach od wioski do wioski, od znajomych do znajomych, żeby się gdzieś schować. Pamiętam, jak kule świszczały mi nad głową, a w naszej wiosce stacjonowali Niemcy. Po wojnie w sprawie Bolka UB przesłuchiwał także moich rodziców i dziadka. Ten ostatni, gdy wyszedł na wolność po tygodniu, to chodził prawie na czworakach. Sąsiedzi pomagali mu wejść na wóz, żeby go zawieźć do domu. Dziadek już nie wstał z łóżka, miał poodbijane nerki i wątrobę. Był tak zmasakrowany i posiniaczony, że mama wspominała, iż widok był okropny. Dopiero po kilkunastu latach rodzina dowiedziała się, że Bolek został rozstrzelany w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Żadne zawiadomienie nie przyszło do domu, że wyrok został wykonany. Ktoś przywiózł tę wiadomość, zdaje mi się, że jakiś kolega „Orlika”, który wyszedł z więzienia. Wtedy dopiero dowiedzieliśmy się, że tam w ogóle siedział i że nie żyje. Po 1989 r. przeczytałam także w którejś z gazet, bodajże w „Kulisach”, artykuł, w którym było również wymienione nazwisko Bolka z adnotacją, że przebywał w więzieniu mokotowskim i tam został rozstrzelany. Babci do końca życia nie powiedzieliśmy o tym. Bolek był bardzo wesoły i towarzyski. Był dobrym bratem i synem. Nigdy nie słyszałam o nim złego słowa. Wspomniany jego młodszy brat, który był z nim częściowo w oddziale, też mówił zawsze o nim, że był bardzo prawym człowiekiem. Gdy go aresztowano, miał jedynie 23 lata, a 27, gdy zginął. Nie zdążył się nawet ożenić. Może wynikało to też z tego faktu, że były wówczas kłopoty z uzyskaniem aktu urodzenia. Może bał się, że go w ten sposób złapią. Z relacji ciotki wiem, że ze swoją dziewczyną planowali wspólne, przyszłe życie. Nie była razem z nim w konspiracji. Poznali się dopiero w Starogardzie.

Szukali Państwo miejsca jego pochówku?

– To raczej było niemożliwe. Gdy doszła do nas wiadomość, że został rozstrzelany w więzieniu na Rakowieckiej, wiedzieliśmy, że gdzieś jego ciało musiało zostać pochowane. Myśleliśmy nawet, że spoczywa gdzieś wokół tego więzienia, ale okazało się, że zakopali go na powązkowskiej Łączce, o której dopiero niedawno się dowiedziałam. O prowadzonych tam pracach ekshumacyjnych poinformowała mnie moja siostra Hania, która miała kontakt z przedstawicielem IPN. Siostra oddała materiał genetyczny do badań porównawczych, oprócz niej uczyniła to jeszcze córka jednej z moich ciotek pani Zofia Górska i bratanek Bolka Marek Częścik. W sumie były więc trzy próbki.

Jak przyjęła Pani wiadomość o zidentyfikowaniu Bolka?

– Byłyśmy z siostrami w Pałacu Prezydenckim na spotkaniu z prezydentem oraz na cmentarzu, gdzie zapaliłyśmy znicz obok trumienki Bolka. Było bardzo uroczyście z modlitwą i błogosławieństwem księdza. Jesteśmy wdzięczne, że właśnie w ten sposób zostali ci wszyscy ekshumowani potraktowani i wreszcie ich zrehabilitowano. Cieszę się, że szczątki Bolka zostaną poświęcone i pochowane z godnością, że ktoś docenił trud jego walki i poświęcenie młodego życia. W domu zawsze się go wspominało. Gdy patrzę dziś na jego zdjęcia, na których uśmiecha się ten młody, dwudziestokilkuletni człowiek, aż nie chce mi się wierzyć, co przeszedł i że został rozstrzelany. Chcemy go pochować wraz z innymi w panteonie, który ma powstać na Łączce. To rozwiązanie wydaje nam się słuszne, bo nasze pokolenie już się starzeje i wymiera. Gdyby nie to godne upamiętnienie, nie wiadomo by było tak naprawdę, gdzie go pochować – czy z ojcem, czy z matką. Babcia ostatnie lata spędziła bowiem w Olsztynie, gdzie do śmierci się nią opiekowałam, i tam została pochowana, zaś dziadek po wspomnianych przesłuchaniach bardzo się rozchorował i wkrótce zmarł. Został pochowany w rodzinnym Krasnosielcu.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Czartoryski-Sziler
Nasz Dziennik, 21 października 2014

Autor: mj