Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Żmudzina" historia niepospolita

Treść

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Prapradziadek Bolesława Kontryma, Kazimierz, uważał się za Żmudzina, a dla udziału w Powstaniu Kościuszkowskim porzucił szkołę i wyruszył do Krakowa. Pracował potem na Uniwersytecie Wileńskim i to on podsunął Tomaszowi Zanowi pomysł założenia Towarzystw Filomatów i Filaretów, a w Powstaniu Listopadowym był członkiem władz powstańczych na Litwie.

Jego wnuk Tadeusz został zesłany do Wiatki za udział w Powstaniu Styczniowym. W swoim pamiętniku zapisał, że „rzemiosła wojennego uczyć się trzeba i to najlepiej od wroga, by zgłębić jego strategię i pokonać go później jego własną bronią”. Pewnie dlatego jego syn Władysław dosłużył się w armii carskiej stopnia pułkownika, a własnego dziesięcioletniego syna Bolesława wysłał do Korpusu Kadetów w Jarosławiu nad Wołgą. Chłopca jednak wyrzucono ze szkoły w 1915 roku, po sześciu klasach, „wskutek zamieszek, na tle zniewagi jednego z kolegów”. Zgłosił się więc do armii, ale został powołany dopiero po kilku miesiącach, kiedy skończył 16 lat. W carskim wojsku awansował na porucznika, służył jako adiutant pułku oraz dowódca zwiadu konnego.

Na początku 1918 roku Kontrym wstąpił do II Korpusu Polskiego w Rosji, gdzie zrzekł się oficerskiego stopnia i walczył „jako ochotnik-szeregowiec” w pułku ułanów. Po bitwie kaniowskiej, w maju 1918 roku, gdy Korpus dowodzony przez gen. Józefa Hallera został rozbrojony przez Niemców, Bolesław dostał się do niewoli, z której wkrótce uciekł. Miał zamiar przedzierać się do polskich oddziałów na Murmań, ale ostatecznie pojechał do rodzinnej Wiatki i pracował przy budowie dworca kolejowego, do czasu gdy został aresztowany przez bolszewików.

Przesiedział w więzieniu około miesiąca, po czym wcielono go do Armii Czerwonej, w której zrobił niemałą karierę. Walczył w Archangielsku, bił białogwardzistów w Republice Komi, z Tuchaczewskim szedł na Warszawę oraz tłumił antybolszewicki bunt chłopski Antonowa w guberni tambowskiej. Dosłużył się stopnia kombryga, czyli dowódcy brygady, dostał trzykrotnie Order Czerwonego Sztandaru, w nagrodę wysłano go do Akademii Sztabu Generalnego w Moskwie i na dodatek wstąpił do partii bolszewików. W niej jednak kariery nie zrobił, gdyż po początkowym przyjęciu go zmieniono decyzję i „cofnięto na dwuletni okres kandydacki”.

Polski szpieg i policjant

W lutym 1922 roku Bolesław dowiedział się od swojego szwagra przybyłego do Moskwy, że mieszkającej już w Polsce matce bardzo zależy, aby jej synowie (w Związku Sowieckim przebywał także brat Bolesława, Konstanty) wrócili do Ojczyzny. Chcąc zdobyć pewną „legitymację” na powrót do kraju i wytłumaczyć po powrocie, dlaczego tak późno przybywa, Kontrym skontaktował się z attaché wojskowym Poselstwa Polskiego w Moskwie ppłk. Romualdem Wolikowskim. Tak rozpoczęła się jego służba jako polskiego szpiega w bolszewickiej Rosji. Pod koniec 1922 roku Kontrym, wskazując na zagrożenie dekonspiracją, poprosił Wolikowskiego o przerzut do Polski, gdzie już wcześniej udało się przewieźć jego żonę i syna Władysława.

Po powrocie do kraju mimo starań nie przyjęto go do Wojska Polskiego, a tylko do Policji Granicznej, w stopniu aspiranta. Objął wtedy kresowy posterunek w Rubieżowiczach. To tam, po zaginięciu jednego z podkomendnych, który „odnalazł się” w więzieniu NKWD w Mińsku, jak się okazało – schwytany przez Sowietów, gdy zabłądził w ciemnościach i przekroczył granicę, Kontrym przeprowadził błyskawicznie, często przywoływaną, brawurową akcję. W nocy, z niewielkim oddziałkiem, bez jednego wystrzału zaskoczył i obezwładnił załogę sowieckiego posterunku znajdującego się kilka kilometrów od granicy i przewiózł pojmanych z workami zarzuconymi na głowy „do siebie”. Po tygodniach rokowań oburzeni zuchwalstwem Polaków Sowieci zgodzili się jednak na wymianę porwanych za uwięzionego strażnika.

Po rozwiązaniu Policji Granicznej Kontrym przeszedł do Policji Państwowej, w której służył do wybuchu drugiej wojny światowej. Zajmował się przede wszystkim rozpracowywaniem i zwalczaniem organizacji komunistycznych – agentury sowieckiej w Polsce. Największe sukcesy na tym polu odniósł jako komisarz w Białymstoku. Miasto uchodziło za wyjątkowo skomunizowane, nie wyłączając policji zupełnie niepanującej nad sytuacją, bo – jak to szybko wyśledził Kontrym – kontrolowanej przez komunistycznych agentów. Komitetem Miejskim Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi w Białymstoku kierowała wówczas Walentyna Najdus, związana z „czerwonymi” organizacjami od 16. roku życia, aresztowana po raz pierwszy jako 19-latka.

W 1936 roku, kiedy Kontrym zaczął służbę w Białymstoku, wyszła właśnie w wyniku amnestii z więzienia. Energicznie przeprowadzone śledztwo doprowadziło do aresztowania kilkudziesięciu białostockich komunistów i ich procesu w 1937 roku, w którym Walentynę Najdus, jako recydywistkę, skazano na 12 lat więzienia. Po agresji sowieckiej na Polskę w 1939 roku Najdus była redaktorką sowieckich okupacyjnych gazet, wtedy też związała się z Herszem (Grzegorzem) Smolarem, także komunistycznym redaktorem. Ich synami są Eugeniusz i Aleksander Smolarowie. Po wojnie Walentyna, członek WKP(b), wstąpiła do PPR, przyznano jej dyplom Uniwersytetu Warszawskiego, którego nie ukończyła, potem dostała także tytuł profesora, wykładała w partyjnych szkołach przy KC PZPR, pracowała w Instytucie Historii PAN. „Badanie dziejów klasy robotniczej i ruchu robotniczego” traktowała jako swoją „podstawową funkcję partyjną”.

Podhalańczyk i cichociemny

Przed wybuchem wojny Bolesław Kontrym pracował w Komendzie Wojewódzkiej w Wilnie. Z polecenia wojewody wileńskiego 14 września 1939 roku policyjnym packardem wyruszył z dyplomatyczną pocztą ze Sztokholmu do Tarnopola, gdzie spodziewał się zastać ewakuowany z Warszawy polski rząd. Po przekazaniu korespondencji wicewojewodzie wrócił do Wilna, po drodze, koło Nowogródka musiał się ostrzeliwać przed napadem „jakiejś skomunizowanej bandy”. Wkrótce wraz z innymi wileńskimi policjantami został internowany przez Litwinów.

Już w październiku Kontrym uciekł z obozu razem ze swoim synem Władysławem i czterema towarzyszami w sposób co najmniej ekstrawagancki. Poprosił odwiedzającego go stryja Franciszka, aby ten zamówił mu taksówkę. Podstawionym samochodem uciekinierzy dotarli do Kowna. Już w grudniu 1939 roku Bolesław zameldował się u Naczelnego Wodza w Paryżu. Wczesną wiosną następnego roku poprosił o przydział do jednostki liniowej i wkrótce z Samodzielną Brygadą Strzelców Podhalańskich popłynął do Narwiku. Bił się potem w kampanii francuskiej, a po klęsce organizował wyjazdy żołnierzy z Marsylii do Anglii.

Pod koniec roku sam dotarł do Szkocji, najpierw do swoich Podhalańczyków, ale że ci mieli wówczas służbę spokojną i nudną, zgłosił się na szkolenie cichociemnych. Od jesieni 1941 roku spędzał czas głównie na ćwiczeniach w słynnym „Małpim gaju”, ośrodku szkoleniowym 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Stanisława Sosabowskiego. Z powodu zwichniętego barku przeszkolenie spadochronowe musiał odbyć indywidualnie. Skakał po cztery razy w dzień i raz w nocy. Zła pogoda znacznie opóźniła planowany skok do Polski. Ostatecznie na ojczystej ziemi wylądował szczęśliwie 1 września 1942 roku. Skaczący razem z nim kpt. Leonard Zub-Zdanowicz „Dor”, potem oficer Narodowych Sił Zbrojnych, złamał wtedy prawą nogę.

Postrach konfidentów i powstaniec

Kapitan Kontrym, znany odtąd jako „Żmudzin”, może po prapradziadku, ale bardziej od charakteru, który najlepiej oddawało ludowe wileńskie powiedzenie: „Kiedy gadzina ukąsi Żmudzina, od jadu Żmudzina zdycha gadzina”, nie zważając na konspiracyjne zasady, po wylądowaniu odwiedził w Wilanowie swoją matkę. Przez trzy miesiące kpt. „Żmudzin” dowodził Odcinkiem III „Wachlarza” w Brześciu. W tym czasie jego żołnierze przeprowadzili jedną, ale wyjątkową akcję bojową, którą było odbicie więźniów z więzienia w Pińsku, w tym poprzedniego dowódcy odcinka kpt. Alfreda Paczkowskiego „Wanię”.

Kontrym miał znaczny udział w planowaniu „operacji pińskiej”, ale jej przeprowadzenie powierzono innemu cichociemnemu, dowódcy odcinka sąsiedniego, Janowi Piwnikowi „Ponuremu”. „Żmudzin” zaś został odkomenderowany do Delegatury Rządu na Kraj. W Państwowym Korpusie Bezpieczeństwa, czyli podziemnej policji, miał szkolić kadry służby śledczej. Zaproponował też stworzenie organizacji „Start” do walki z korupcją i łapownictwem. Ta jednak została zinfiltrowana przez komunistów. Zastępcą Kontryma był Włodzimierz Lechowicz, oficer Sztabu Głównego GL, prawa ręka Mariana Spychalskiego, przed wojną współpracownik sowieckiego wywiadu (po wojnie więziony i torturowany w ramach komunistycznych rozgrywek o władzę).

Jednocześnie „Żmudzin” zorganizował 40-osobowy oddział osłonowy Delegatury „Sztafeta-Podkowa”, który wykonał 25 akcji likwidacyjnych zdrajców, konfidentów, szmalcowników i innych agentów służących okupantowi. Oddział „Żmudzina” został też wyznaczony do rozbicia Pawiaka, aby umożliwić więźniom zbiorową ucieczkę. Akcja została ostatecznie odwołana z powodu wzmocnienia ochrony więzienia. Za niewykonalny uznano także atak na obóz koncentracyjny na Majdanku, w którym miała wziąć udział „Sztafeta”. Planowano też odbicie z aresztu Zofii Kossak-Szczuckiej. Oddział rozsławiło opisane w literaturze porwanie niemieckiego służbowego samochodu z warszawskiej ulicy. Auto zostało potem zwrócone Niemcom w zamian za zwolnienie z więzienia kilku kobiet. Akcja ta była jednak samowolą podwładnych „Żmudzina”.

O godzinie „W” rozpoczynającej Powstanie Warszawskie kpt. Kontrym z balkonu kamienicy przy placu Dąbrowskiego zaczął strzelać z rewolweru do niemieckich żandarmów, co przypłacił ranami ręki i nogi. Nie były one jednak na tyle groźne, by wyłączyć go z dalszej walki.

Od 3 sierpnia razem ze swoją „Podkową” „Żmudzin” wchodził w skład zgrupowania mjr. Włodzimierza Zawadzkiego „Bartkiewicza” w Śródmieściu Północ. Dowodził w nim kompanią i jednym z najgroźniejszych odcinków walki przy ulicy Królewskiej. Jeszcze w nocy z 3 na 4 sierpnia prowadził natarcie na zajęty przez Niemców gmach PAST-y, w czasie którego został dwukrotnie ranny pociskami ckm. Powstańcy zdobyli budynek dopiero dwa tygodnie później. Kontrym powrócił do oddziału już po tygodniu. Kolejną ranę, w okolicy oka, odniósł 12 września w czasie inspekcji powstańców przy ulicy Kredytowej. Znów szybko opuścił szpital, choć z czarną opaską na oku. Za dotychczasowe walki dostał Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari i awans na majora.

Po kapitulacji Powstania trafił do obozu, z którego jak poprzednio uciekł, i to prosto do 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. Zdążył jeszcze wziąć udział w walkach o twierdzę Wilhelmshaven, która skapitulowała przed polskimi pancerniakami 5 maja 1945 roku.

Torturowany i zamordowany

Na decyzję o powrocie „Żmudzina” do komunistycznej Polski mogła mieć wpływ wiadomość od brata Konstantego, ppłk. Armii Czerwonej, w „ludowym” Wojsku Polskim generała brygady, przebywającego w Olsztynie. Sytuację w kraju rozeznawał także syn Bolesława, Władysław, który uznał, że ojcu nie grozi niebezpieczeństwo. Kontrym wrócił w maju 1947 roku. Znalazł pracę w Centralnym Zarządzie Państwowym Przemysłu Fermentacyjnego w Warszawie, udzielał się społecznie, a już po roku zaczęły krążyć słuchy, że wkrótce zostanie przeniesiony do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Rzeczywiście trafił tam, ale jako więzień. Aresztowano go 13 października 1948 roku w jego biurze. Przeszedł trwające trzy lata okrutne śledztwo. Był przesłuchiwany przez sadystycznych śledczych, m.in. przez kpt. (poźniej mjr.) Edmunda Kwaska, skazanego w tzw. procesie Humera i por. Adama Adamuszka. Jeden ze współwięźniów Kontryma, Tadeusz Nowiński wspominał, że „Żmudzin” opowiadał mu, iż w czasie przesłuchań „był często bity gumami i przez dłuższy okres czasu zakuwano go w kajdany podczas przesłuchań. Cela była stale oświetlona. Któregoś dnia wrócił Kontrym z przesłuchania ze zmiażdżonymi paznokciami u nóg. Poza tym w ciągu tego całego okresu przesłuchań w dzień wlewano nam permanentnie wodę do celi (ok. 10 wiader dziennie), którą musiał zbierać sam Kontrym szmatką. W nocy po przyjściu z przesłuchania lub gdy nie był przesłuchiwany, robiono mu pobudki co 10 min – ubrać i rozebrać się. […] Znęcano się nad nim zarówno psychicznie, jak i fizycznie, a między innymi już to głodzono go, to znów przynoszono mu nadmierne jedzenie, np. 17 kanapek, każąc mu wszystko zjeść, a gdy nie mógł, to siłą wpychano mu do ust; to znów głodnemu dawano jedzenie, a gdy po nie sięgnął, bito go po palcach”. Cichociemny Piotr Szewczyk, siedzący w sąsiedniej celi na Mokotowie, opowiadał, że słyszał przez ścianę jęki i krzyki „Żmudzina”, gdy oprawcy więzienni tłukli go pończochami wypełnionymi piaskiem.

Na procesie Bolesława Kontryma oskarżał wiceprokurator Prokuratury Generalnej Beniamin Wajs- blech, który dwa miesiące wcześniej skazał na karę śmierci gen. Emila Fieldorfa „Nila”. Ten sam wyrok usłyszał „Żmudzin”. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Kontrym został powieszony 2 stycznia 1953 roku. Jego grób po pół wieku odnaleziono na powązkowskiej Łączce.

Dr Joanna Wieliczka-Szarkowa
Nasz Dziennik, 2 października 2014

Autor: mj