Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Drugi powrót

Treść

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Z Grażyną Kontrym-Sznajd, wnuczką mjr. Bolesława Kontryma „Żmudzina”, którego szczątki odnaleziono na warszawskiej Łączce, rozmawia Anna Ambroziak

Pani dziadek to wyjątkowa postać. Na kanwie jego biografii można by nakręcić niejeden film.

– Rzeczywiście, mój dziadek to niezwykła postać. To był człowiek o nietuzinkowym życiorysie i wręcz ułańskiej fantazji i odwadze, mówiąc językiem współczesnych, „kochał adrenalinę”. Wystarczy choćby wspomnieć pewien incydent, kiedy to jeden z jego podwładnych został porwany przez NKWD. Mój dziadek, wraz z kilkuosobowym oddziałem, wypuścił się kilka kilometrów w głąb Rosji, z zaskoczenia zaatakował sowiecki posterunek, aresztował jego załogę i przeprowadził z workami na głowach na polską stronę. Tu oficjalnie ich aresztował, zawiadamiając swoich przełożonych o zatrzymaniu po polskiej stronie sowieckiego patrolu. Zaproponował ich wymianę na uwięzionego Polaka, dzięki czemu ten wrócił do Polski. Oczywiście mjr Bolesław Kontrym był znakomitym żołnierzem i strategiem, był świetnie wyszkolony. Podwładni wspominają też jego ojcowski stosunek do swoich żołnierzy.

Jak dowiedziała się Pani, że zidentyfikowano szczątki mjr. Kontryma?

– Pierwszy telefon z IPN otrzymał mój brat Andrzej Kontrym. Potem zadzwoniono do mnie. Kiedy odebrałam telefon, byłam już na tę wiadomość przygotowana.

Po tylu latach będą w końcu mogli Państwo postawić znicz na grobie dziadka.

– Przy grobie mojej babci, która jest pochowana we Wrocławiu, znajduje się już symboliczny grób mego dziadka z jego fotografią. Za każdym razem, kiedy dostawałam informację na jego temat, szłam na cmentarz, zapalałam znicze dla dziadka, ojca i babci i tam przeżywałam, jakby z nimi, ostatnie wydarzenia. Dla mojej rodziny fakt, że odnaleziono jego szczątki, to coś bardzo ważnego – oznacza to nie tylko możliwość godnego pochówku bliskiej nam osoby, ale także wyjaśnienie wątpliwości co do dalszego jej tragicznego losu.

Który był niepewny.

– Właśnie. Nie do końca było jasne, czy rzeczywiście egzekucję wykonano, czy też wywieźli go Rosjanie.

Aresztowanie wyglądało tak, że upozorowano wyjście „Żmudzina” z pracy z dwoma rzekomymi interesantami. Komuniści rozpracowywali go już wcześniej – na polecenie szefa Informacji Wojskowej płk. Dymitra Wozniesieńskiego założono mu teczkę już 15 marca 1947 roku.

– A w 1948 roku mjr Kontrym został wywołany z pracy na rzekome spotkanie służbowe, po czym wywieziono go w nieznanym kierunku. Ślad po „Żmudzinie” urwał się na długi okres. Dopiero w 1952 r. – kiedy już zapadł wyrok – rodzina dostała pierwsze kartki z więzienia na Rakowieckiej. Już był jakiś kontakt, ale tylko i wyłącznie listowny. Naczelnik więzienia nie zezwalał na widzenie z rodziną, nawet przed egzekucją. Nie bez znaczenia dla aresztowania był zapewne fakt jego ucieczki z Armii Czerwonej i współpracy z polskim wywiadem. Major Kontrym, aresztowany pod zarzutem działania na szkodę Narodu Polskiego, został skazany na karę śmierci wskutek wymuszonych torturami zeznań świadków. Wiem też, że ojciec miał jakieś kontakty ze współwięźniami dziadka – ale szczegółów nie znam. Tylko tyle, że to właśnie ci więźniowie dostarczyli ojcu informacji, że dziadek był straszliwie zmaltretowany.

Mimo to nikogo nie wydał. Po upadku Powstania Warszawskiego „Żmudzin” uciekł z niewoli, wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Dlaczego wrócił do Polski? Nie wiedział o aresztowaniach żołnierzy podziemia?

– Oczywiście, że wiedział. Ale wciąż myślał o powrocie do Polski. Na rozeznanie sytuacji do kraju wysłał mego ojca – miał on dać znać, czy można bezpiecznie wracać. I ojciec taki sygnał do powrotu dał – czego zresztą nie mógł sobie wybaczyć do końca życia.

Mój ojciec wiele czasu poświęcił na wyjaśnianie spraw związanych z historią dziadka, zgromadził masę dokumentów. Dążył też do tego, żeby osoby odpowiedzialne za reżim komunistyczny zostały ukarane. Ojciec miał nadzieję, że ja z bratem będziemy te działania kontynuować – przede wszystkim starać się wyjaśnić pewne luki w życiorysie dziadka, choćby tę, czy egzekucję wykonano. W tej sprawie kontaktowałam się z kilkoma osobami, które były zaangażowane w historię mojego dziadka: prof. Andrzejem Paczkowskim, dr. Witoldem Paskiem, dr. Zdzisławem Uniszewskim.

W 1957 r. Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy zrehabilitował mjr. Kontryma. Jak wyglądała rozprawa?

– O rehabilitację starał się mój ojciec i zapewne jego żona Wanda. Były to jednak wciąż lata 50. – dopytywanie nie było w modzie. Ojca „upominano”, że za dużo zadaje pytań, radzono, żeby siedział cicho, bo przecież ma rodzinę, że swymi dociekaniami demonstruje brak zaufania do państwa polskiego.

Nie wiadomo nawet, kiedy dokładnie mjr Kontrym został stracony.

– Nie pamiętam w tym momencie, w jakich dokumentach ojciec znalazł datę egzekucji 20 stycznia (ta, którą podaje się obecnie, to 2 stycznia 1953 r.). Ojciec przeglądał wszelkie możliwe dokumenty, m.in. całego procesu dziadka. Ja próbowałam dotrzeć do akt rosyjskich na temat dziadka – był on przecież wcielony do Armii Czerwonej. Jakieś papiery muszą być. Ale kiedy próbowałam dotrzeć do akt drogą polskiej ambasady w Moskwie, otrzymałam informacje na temat brata „Żmudzina” – Konstantego. Informacje te były zresztą bardzo lakoniczne.

Tego samego, który miał być gwarantem bezpieczeństwa mjr. Kontryma?

– Być może na decyzję powrotu dziadka do Polski wpływ mogło mieć właśnie odnalezienie się starszego brata Konstantego Kontryma, o którym rodzina nie miała żadnych wiadomości od czasu ucieczki Bolesława z Rosji do Polski w latach dwudziestych. Po wojnie, po powrocie do Polski, ojciec pojechał do Olsztyna, gdzie stacjonowała dywizja Konstantego, który był już wtedy generałem dywizji Wojska Polskiego. Ojciec uważał, że brat jest gwarantem pewnego bezpieczeństwa dla Bolesława, dlatego dał sygnał do powrotu. Poza tym proszę nie zapominać, że działała wtedy propaganda komunistyczna nawołująca do powrotu z zagranicy żołnierzy podziemia. Dziadek temu nie wierzył. Dlatego nakłonił najpierw do powrotu mego ojca – a dalej potoczyło się tak, jak się potoczyło. Zresztą, co istotne, Konstanty zniknął wkrótce po aresztowaniu Bolesława.

Niektórzy twierdzą, że po prostu uciekł.

– Wiem o tym, ale w to nie wierzę. Przecież zginęły różne dokumenty związane z nim i jego rodziną, a w lokalnej prasie ukazały się bzdurne informacje na temat jego choroby i śmierci. Wiem też, że Konstanty bardzo chciał być blisko matki, był z nią mocno związany. I nagle znika? Bez pożegnania? Trudno mi w to uwierzyć. Kiedyś rodzina otrzymała anonimową kartkę – ktoś wrzucił ją do skrzynki na listy. Było na niej, że Alik jest inżynierem technologiem gdzieś za Uralem. I to wszystko.

Pani rodzina była poddawana represjom ze strony komunistów w związku z działalnością „Żmudzina” w podziemiu?

– Ojciec, który był kierownikiem działu administracyjnego Polskiego Radia, został zwolniony z pracy w kwietniu 1950 roku. Nową pracę udało mu się znaleźć dopiero po pół roku, nie mówiąc już o tym, że nagłe zniknięcie Konstantego napawało pewnym strachem.

Kiedy byliśmy mali, ojciec nie opowiadał nam o przykrych wydarzeniach związanych z aresztowaniem i skazaniem dziadka. Czy bał się, że dzieci będą o tym rozmawiać w szkole? To są tylko moje domysły. A może po prostu to nie był właściwy temat rozmów z dziećmi? Nie ma jednak mowy o tym, by ojciec o dziadku nie mówił. Ojciec nawet stworzył swoistą izbę pamięci mjr. Bolesława Kontryma.

Dzięki zaangażowaniu IPN kolejni bohaterowie polskiego podziemia odzyskali swoją tożsamość. Udało się ujawnić nazwiska 36 żołnierzy AK, NSZ, NOW, NZW, WiN, oficerów wywiadu i kontrwywiadu, cichociemnych; elitę, której nazwiska i życiorysy miały być na zawsze zapomniane.

– Dlatego właśnie, korzystając z okazji, chciałabym serdecznie podziękować w imieniu swoim oraz mojego brata Andrzeja Kontryma, jak również całej naszej rodziny prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi za podjęcie trudu przeprowadzenia prac ekshumacyjnych i niezwykłą wytrwałość. Prace trwają już bardzo długo i zapewne jeszcze długo będą trwały. Na ręce Pana Profesora składam podziękowania wielu pracownikom Instytutu Pamięci Narodowej zaangażowanym w te prace, jak również dr. Andrzejowi Ossowskiemu z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, który koordynuje prace wielu specjalistów z Instytutu Pamięci Narodowej, Instytutu Ekspertyz Sądowych z Krakowa, Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów oraz Zakładów Medycyny Sądowej ze Szczecina i Wrocławia. Dzięki temu nie tylko wielu polskich patriotów pomordowanych przez ówczesny komunistyczny reżim zostanie godnie pochowanych, ale również uzyskano informacje dotyczące ich losów.

Dziękuję za rozmowę.

Anna Ambroziak
Nasz Dziennik, 30 września 2014

Autor: mj