Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Znamię chrześcijańskie walczącej Warszawy

Treść

Zdjęcie: czartoryski_dominikanie_pl/ -

W ostatnich dniach lipca 1944 roku Maria Okońska z koleżankami z „Ósemki”, założonej w 1942 roku w celu zbudowania „Miasta Dziewcząt”, czyli instytucji wychowawczej przygotowującej apostołów do działalności w różnych środowiskach, spotkała się w Laskach z ich ojcem duchowym, ks. Stefanem Wyszyńskim, aby prosić go o radę, co robić w razie wybuchu Powstania. Ksiądz Wyszyński od wiosny 1944 roku był kapelanem Armii Krajowej pod pseudonimem „Radwan III”.

„Po długiej szarpaninie, po niekończących się modlitwach i naradach przyszła jasna i zdecydowana pewność: Pójdziemy do powstania z obliczem Matki Bożej Jasnogórskiej. Będziemy ludziom mówić o Niej; w tragicznych momentach będziemy budzić ufność i nadzieję” – wspominała Maria Okońska. Dziewczęta wierzyły, że mogą ocalić Warszawę modlitwą, i wzięły udział w Powstaniu, nie podejmując zadań wojskowych lub medycznych, a tylko apostolskie.

Przyszły Prymas Polski w przeddzień rozpoczęcia walk w stolicy poświęcił szpital w Laskach, w którym przez całe Powstanie Warszawskie opiekował się rannymi powstańcami, odprawiał Msze Święte, opatrywał potrzebujących sakramentami i był do końca z tymi, którzy odchodzili „na front do Matki Bożej”. Na prośbę chorych często towarzyszył im podczas operacji i zabiegów. „Nieraz całymi godzinami wystawaliśmy z lekarzami przy tych, którzy nie bali się kul, ale bali się lancetu lekarskiego” – mówił po latach ks. kard. Wyszyński.

Nowa mobilizacja

Naczelny kapelan AK ks. płk Tadeusz Jachimowski „Budwicz”, który zginął w siódmym dniu Powstania, był autorem modlitewnika dla żołnierzy AK „W służbie Chrystusa i Ojczyzny”, w którym zawarł m.in. „Modlitwę przed bitwą”: „Do Ciebie uciekam się, o mój Boże, w tej chwili może ostatniej mojej ziemskiej wędrówki. Idę do boju w obronie wiary świętej i Ojczyzny. Pragnę jak najlepiej spełnić swój obowiązek. Daj mi Boże siłę potrzebną, hart woli i męstwo, abym wykonał rozkazy swoich dowódców i nie splamił honoru żołnierza polskiego. Jeżeli mi paść przyjdzie na polu bitwy, wierzę, że przyjmiesz mnie do chwały swojej, bo Twoim żołnierzem zawsze być pragnąłem, bo w obronie gniazd rodzinnych, w obronie ziemi, której ukochanie w duszę mi wszczepiłeś, walczę. A jeśli zwycięsko z bitwy wyjść mi pozwolisz, to nie swojej chwały szukać będę. Nie mnie, ale Imieniu Twojemu niech będzie chwała na wieki. Boga Rodzico – strzeż szeregów Twego żołnierstwa. Aniele Stróżu mój, nie opuszczaj mnie. Amen”.

W czasie Powstania nie było „prawie domu w Warszawie bez urządzonego przez mieszkańców ołtarza. Często księża z opaskami biało-czerwonymi na ramionach odprawiają przy nich Mszę Świętą. Zgodnie z udzielonym przez Papieża zezwoleniem dla kapłanów na froncie każdemu z księży wolno odprawiać nie jedną, a trzy Msze dzienne. W wielu oddziałach księża kapelani udzielają żołnierzom przed walką rozgrzeszenia zbiorowego i Komunii Świętej. Na nabożeństwach nastrój jest bardzo podniosły. Na zakończenie każdego intonowany jest hymn, zakazany przez pięć lat okupacji: Boże, coś Polskę…” – pisano w powstańczej prasie.

Generał Tadeusz Bór-Komorowski wspominał, jak Mszę św. odprawiał jezuita o. Tomasz Rostworowski „Ojciec Tomasz”, kapelan Kwatery Głównej KG AK oraz Batalionów „Wigry” i „Gustaw”: „Trzęsły się ściany, żołnierze kurczyli głowy, ale kapelan nieporuszony tak sprawował ofiarę, jakby to było w najzaciszniejszym kościółku. […] Za jego przykładem obecni przestali zwracać uwagę na niebezpieczeństwo”.

Na wielkich szlakach praojców

Mimo walk Święto Wojska Polskiego, 15 sierpnia, w rocznicę zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 roku i w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, było obchodzone bardzo uroczyście. Mszę św. na dziedzińcu Poczty Głównej na rogu pl. Napoleona i ul. Wareckiej celebrował ks. bp Stanisław Adamski, ordynariusz katowicki, wysiedlony przez Niemców ze swojej diecezji z całą kurią. Był to najwyższy hierarcha przebywający w tym czasie w powstańczej Warszawie.

Podobnie uroczyste Msze św. odprawiono 26 i 27 sierpnia z okazji święta Matki Bożej Częstochowskiej jako Patronki i Królowej Korony Polskiej. Ksiądz ppłk Stefan Kowalczyk „Biblia”, dziekan Warszawskiego Okręgu AK, wydał 21 sierpnia „Apel do Żołnierzy”, w którym m.in. pisał: „Jak ongiś w zalewie szwedzkiej ratunek i zwycięstwo przyszło z Jasnej Góry od Bożej Matki Częstochowskiej, Królowej Polski, tak i dziś zmobilizować nam trzeba wszystkie siły pod Jej przemożnym hetmaństwem. Zbliża się uroczystość Matki Bożej Jasnogórskiej – 26 sierpnia. Polecam wszystkim kapelanom AK wzmóc pracę duszpasterską, dotychczasową gorliwość trzeba pomnożyć. Proszę dowódców na wszystkich stopniach, aby przykładem osobistym i wpływem na podległych odradzali i pogłębiali wartości duchowo-moralne armii naszej. […] Tydzień poprzedzający uroczystości Matki Bożej Jasnogórskiej niech będzie czasem wzmożonego korzystania z sakramentów spowiedzi i komunii św., aby dusze wypełnić łaską Bożą. Tydzień ten niech będzie zapoczątkowaniem powszechnego odrodzenia moralnego naszych szeregów i wkraczania na wielkie szlaki naszych praojców, którym przewodniczą duchy Żółkiewskich, Chodkiewiczów, Trauguttów…”.

Pułkownik „Monter” zarządził, aby „Apel do Żołnierzy” odczytać we wszystkich oddziałach powstańczych, a do modlitw wieczornych w tygodniu poprzedzającym uroczystość Matki Bożej Jasnogórskiej 26 sierpnia dodać odmawianie „Pod Twą Obronę”, z trzykrotnym wezwaniem: „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami”.

Od 15 do 26 sierpnia trwały modlitwy warszawiaków do Matki Bożej zorganizowane przez ks. ppłk. „Biblię”, który chciał zawierzyć walkę powstańców Najświętszej Maryi Pannie. Podobnie uczyniły dziewczęta z „Ósemki”, wzywając powstańców i ludność cywilną Warszawy do wielkiej mobilizacji ducha. Napisały program zatytułowany „Nowa mobilizacja walczącej Warszawy”, będący wezwaniem do codziennej modlitwy różańcowej, spowiedzi i Komunii Świętej we wspólnej, narodowej intencji, szczególnie w czasie nowenny od 15 do 26 sierpnia. W Śródmieściu za zgodą dowództwa wydano 10 tysięcy egzemplarzy „Nowej mobilizacji”, a harcerze rozwiesili kartki z jej tekstem w całej Warszawie. „Matka Boża nie zawiodła – wspominała potem Maria Okońska. – Warszawa rozmodlona, klęcząca, po spowiedzi i Komunii św. ginie w stanie łaski uświęcającej, idzie przez Matkę Najświętszą na wieczysty Apel”.

Jezu, kocham Cię

Powstańcza „Walka” z 26 sierpnia 1944 roku pisała, że „są dwa symbole Powstania: biały orzeł i ksiądz katolicki z biało-czerwoną opaską, który wśród bomb śpieszy na kapłański posterunek”. Znanych jest 150 kapłanów, w tym 98 z nazwiska i pseudonimu (pozostali tylko z pseudonimu), którzy wzięli udział w Powstaniu, 23 z nich poległo (liczba ta nie obejmuje zakonników).

Pierwszym kapelanem, który zginął w Powstaniu Warszawskim, był 30-letni ks. Tadeusz Burzyński, salezjanin. Jeszcze przed godziną W, o godz. 16.00, wystawił Najświętszy Sakrament w kaplicy klasztornej Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Najświętszego Serca Jezusa Konającego przy ulicy ks. Siemca (obecnie Wiślana) i rozpoczął trzygodzinną adorację. Niedługo potem na odgłos strzałów wyszedł w komży i białej stule z olejami św. na ulicę, gdzie oddziały zgrupowania „Krybar” atakowały Uniwersytet Warszawski. Z kapelanem poszły sanitariuszki, siostry urszulanki: Maria Deymer, Wanda Chodkowska, Zofia Bagińska, postulantka Jadwiga Frankowska i Janina Płaska. Niemcy, nie zważając na oznaczenia Czerwonego Krzyża, ostrzelali i obrzucili granatami patrol sanitarny, próbujący udzielić pomocy rannemu na rogu ulic Gęstej i Browarnej. Przeżyła tylko siostra Płaska, ks. Burzyński śpieszący z ostatnim namaszczeniem został ciężko ranny. Przeniesiony do szpitala polowego urszulanek, zmarł niedługo potem, powtarzając do końca: „Jezu, kocham Cię, Jezu, adoruję Cię”. Salezjanin jest kandydatem na ołtarze w procesie beatyfikacyjnym 122 męczenników drugiej wojny światowej.

Dwaj inni powstańczy kapelani: dominikanin o. Jan Franciszek Czartoryski „Ojciec Michał” oraz pallotyn ks. Józef Stanek „Rudy”, zostali już zaliczeni w poczet błogosławionych przez Papieża Jana Pawła II 13 czerwca 1999 roku.

„Ojciec Michał” nie miał przydziału do konkretnej jednostki, a 1 sierpnia wybrał się do okulisty na Powiślu. Po godzinie W nie mógł już wrócić do swojego klasztoru św. Józefa na Służewie i następnego dnia, wiedząc, że powstańcom brakuje kapelanów, zgłosił się do dowództwa Zgrupowania AK „Konrad”. Posługę duszpasterską prowadził w kościele św. Teresy od Dzieciątka Jezus przy Tamce oraz w szpitalu mieszczącym się w piwnicy dawnej firmy „Alfa-Laval” u zbiegu Tamki i Smulikowskiego, gdzie też urządził kaplicę. Jak pisał w swoim pamiętniku: „Żadne żądanie nie będzie niesprawiedliwe, żadne domaganie się choćby największej ofiary i poświęcenia nie będzie za wielkie, ani nieprawne, ani też niczym się nie mogę wymówić, ani usprawiedliwić. Jedyną tu miarą miłość Boża”.

Po wycofaniu się powstańców dominikanin pozostał z jedenastoma ciężko rannymi żołnierzami, których transport był niemożliwy. 6 września około godz. 13.30 na ulicę Smulikowskiego wkroczyli kryminaliści z Brygady Dirlewangera, którzy wpadli do szpitala z krzykiem: „Hier polnische Banditen sind!”. Zastrzelili ciężko rannych w łóżkach. Kapelana wraz z innymi wyprowadzili na podwórze i mordowali po kolei. Jeden z oprawców zapytał o. Michała, kim jest. Gdy dominikanin podał mu bez słowa dokumenty, dowiedziawszy się, że ma przed sobą księdza, krzyknął ze złością: „Der größte Bandit!” [Największy bandyta!]. Jak przekazał jeden ze świadków, Niemiec kazał wtedy o. Michałowi zdjąć habit, a gdy ten odmówił, zastrzelił go.

Ciała zamordowanych rzucono na barykadę, polano benzyną i podpalono. Potem szczątki pochowano na podwórzu pobliskiej kamienicy. Rok później, gdy przeprowadzono ekshumację, zwłok o. Michała nie można już było rozpoznać.

Aby ofiara przyniosła obfity plon

Ksiądz Józef Stanek „Rudy”, kapelan walczącego na Czerniakowie Zgrupowania „Kryska”, w Powstaniu, poza wypełnianiem obowiązków duszpasterskich, ratował rannych i opiekował się nimi, wykazując przy tym niezwykłe poświęcenie i odwagę.

Dwunastoletni wówczas Jerzy Hańce „Skromny” zobaczył księdza pierwszy raz w końcu sierpnia, w okolicy Solca, na ulicy Mącznej (dziś nieistniejąca, łączyła Czerniakowską i Solec): „Tam ktoś został ciężko postrzelony, dostał serię. Ksiądz nie wiem, skąd się znalazł. Rozpięty, stuła mu wisiała. Mówi: – A co wy tu, dzieci, robicie (obstrzał był z mostu Poniatowskiego)? Ile macie lat? My mówimy: – Robimy, co możemy. On na to: – Schowajcie się za mur, ja polecę. W tym momencie tam był taki ostrzał… On się nie bał ostrzału. W takich sytuacjach widziałem go kilkakrotnie. Tam, gdzie sytuacja była najgorsza i strzelali. Tak, jakby na bal szedł. Poleciał. Nie chował się, nie krył. Wtedy na Mącznej ściągnął tego rannego z linii ostrzału”.

Rano 23 września Niemcy zajęli ostatnie bronione przez Polaków na Powiślu Czerniakowskim domy przy ulicy Wilanowskiej 1 i Solec 53. Oddziałami SS dowodził szef sztabu Reinefartha major Kurt Fischer, po wojnie szef policji w Kassel. Wśród około 470 wziętych wtedy do niewoli obrońców Czerniakowa był także ks. Stanek, który nie skorzystał z możliwości przeprawienia się na drugi brzeg Wisły. Kapelan zginął powieszony na swojej stule. Zwłoki męczennika ekshumowano w 1945 roku i złożono w zbiorowej mogile przy ul. Solec. Potem przeniesiono je na cmentarz Powązkowski. Błogosławiony pallotyn jest patronem kaplicy w Muzeum Powstania Warszawskiego.

Świadkiem śmierci ks. Stanka był jezuita o. Józef Warszawski „Ojciec Paweł”, kapelan Zgrupowania „Radosław”, który poddał się Niemcom jako ostatni oficer zgrupowania wraz z pozostałymi przy życiu powstańcami na Czerniakowie. Tydzień wcześniej, w sobotę, 16 września, płk „Radosław” poprosił „Ojca Pawła” o odprawienie Mszy św. dla żołnierzy. Jak ważna dla walczących była Eucharystia, powiedział mu kiedyś Andrzej Romocki „Morro”: „Cały bezsens naszej walki staje mi się sensem, kiedy ojciec podnosi Hostię i Kielich”.

Jan Paweł II, wspominając w 50-lecie wybuchu Powstania Warszawskiego jego bohaterów, przywoływał na pamięć wszystkich kapłanów, którzy uczestniczyli w Powstaniu jako kapelani, oraz siostry zakonne – sanitariuszki, a także Msze św. odprawiane pośród padających bomb i pocisków artyleryjskich. „Cały ten heroizm walczącej Warszawy miał bardzo wyraźne znamię chrześcijańskie. Na miejscach, gdzie grzebano poległych powstańców, do dzisiaj stoją krzyże i palą się świece jako znak wiary w świętych obcowanie i żywot wieczny. Należy ufać, że rocznica Powstania Warszawskiego potwierdzi tę wiarę i w ten sposób utrwali w idących pokoleniach nadzieję: nie tylko nadzieję życia wiecznego, ale także nadzieję zachowania i rozwoju tego wspólnego dobra, któremu na imię niepodległa Rzeczpospolita. Klękam dzisiaj w duchu na mogiłach poległych Powstańców Warszawy i modlę się, aby Chrystus, Władca dziejów ludzi i narodów, wynagrodził ich ofiarę życiem wiecznym; modlę się, aby ich ofiara na wzór ziaren wrzuconych w ziemię (por. J 12,24) przyniosła obfity plon w życiu współczesnego pokolenia Polaków. Ich bohaterski czyn zobowiązuje!”.

Dr Joanna Wieliczka-Szarkowa
Nasz Dziennik, 2 sierpnia 2014

Autor: mj