Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Na pozycji wroga

Treść

Maj 2014 r., manewry wojsk NATO w akwenie bałtyckim (FOT. M. BORAWSKI)
Brytyjska Izba Gmin proponuje, by otwarcie uznać Rosję za państwo-przeciwnika i źródło potencjalnego zagrożenia terytorialnego

NATO nie jest gotowe na rosyjski atak wymierzony w kraje bałtyckie. Sojusz potrzebuje radykalnej reformy mechanizmów solidarnej obrony – to główne tezy ogłoszonego w czwartek raportu komisji obrony brytyjskiej Izby Gmin.

Kwatera główna NATO w Brukseli natychmiast poinformowała, że uważnie przestudiuje treść dokumentu. Raporty tego rodzaju przygotowywane są co jakiś czas i mają różne tematy wiodące (np. terroryzm czy tzw. państwa upadłe). Tym razem posłowie zrezygnowali z zajmowania się ogólnymi problemami światowego bezpieczeństwa i skupili na Rosji jako potencjalnym zagrożeniu dla członków NATO, przede wszystkim państw bałtyckich. Tłem jest oczywiście sytuacja na Ukrainie, która dowodzi, jak realne są niebezpieczeństwa lekceważone przez ostatnie dwa dziesięciolecia. Raport został przyjęty jednogłośnie.

Autorzy raportu rozmawiali z kilkunastoma ekspertami, obecnymi i byłymi dowódcami, ministrami i wysokimi urzędnikami z Wielkiej Brytanii i zagranicy. Komisja odbyła wyjazdowe posiedzenia w kwaterze NATO w Brukseli oraz na Łotwie i w Estonii. Poza aktualnymi wydarzeniami na Ukrainie analizowano także ataki na sieci komputerowe Estonii w 2007 r. i przebieg wojny rosyjsko-gruzińskiej w 2008 roku.

Wybór Rygi i Tallina nie jest przypadkowy. Właśnie Łotwa i Estonia wydają się najbardziej narażone na rosyjskie zagrożenie ze względu na analogię do Ukrainy. To byłe republiki sowieckie i byłe części rosyjskiego imperium, sąsiadują na długim odcinku z Federacją Rosyjską i – podobnie jak na wschodniej Ukrainie – zamieszkuje je duża liczba etnicznych Rosjan. Z kolei Litwa wprawdzie nie ma dużej rosyjskiej mniejszości, ale za to przez nią wiedzie najkrótsza droga z Białorusi do strategicznego obwodu kaliningradzkiego.

Zagrożona Polska

Posłowie w konkluzjach wyrażają pełne zrozumienie dla państw wschodniej Europy, które czują rosyjskie zagrożenie. Wymownym dowodem jest dla Londynu wzrost ich wydatków na cele wojskowe. Wprawdzie zdaniem większości ekspertów mało prawdopodobny jest atak Rosji na terytorium NATO, ale i tak Sojusz musi mieć szczegółowy plan, gdyby taki scenariusz jednak miał miejsce. Raport przypomina, że obrona terytorialna swoich członków to główna racja istnienia NATO. A ponieważ nic się nie zmieniło w zasadzie, że „atak na jedno z państw jest atakiem na wszystkie”, więc cały Sojusz musi przygotowywać się na uderzenia Rosji. Komisja zauważa, że brak przygotowania NATO wręcz prowokuje Rosję, by „to, co mało prawdopodobne, stało się realne”.

„Aneksja Krymu i kontynuacja przemocy na Ukrainie to surowe przypomnienie dla NATO o jego odpowiedzialności za Europę” – napisano. Czy jednak posiada ono zdolność do skutecznej odpowiedzi na rosyjską agresję wobec jej sąsiadów (Ukraina, Mołdawia), a także dotrzymania zobowiązań obrony własnych członków (państwa bałtyckie, Polska)? Odpowiedź jest negatywna. Posłowie uważają, że to wyzwanie także dla ich kraju. Między innymi dlatego, że Wielka Brytania wkrótce będzie gospodarzem szczytu NATO (odbędzie się 4-5 września w walijskim Newport), który ma wskazać odpowiedź Sojuszu na nową sytuację wywołaną wydarzeniami na Ukrainie.

Trzy kraje bałtyckie z powodu rozmiarów i położenia nie są w stanie bronić się same, a sojusznicy nie mają praktycznie żadnych środków, żeby im na czas udzielić skutecznej pomocy. Obecnie jedyne, co NATO mogłoby zrobić dla bałtyckich sojuszników, to operacja powietrzna (zniszczenie rosyjskiej obrony przeciwlotniczej i systemów ziemia-ziemia). Na wsparcie lądowe w przypadku niespodziewanej interwencji Zachód nie będzie miał czasu. Sojusz, który od lat zajmuje się misjami takimi jak w Iraku czy Afganistanie, zaniechał jakichkolwiek przygotowań do walki na własnym terenie, konfliktu w większej skali i z równorzędnym przeciwnikiem.

Z oszczędności nie prowadzi się manewrów z udziałem większych ugrupowań. Jako przykład podano, że w latach 80. w ćwiczeniach NATO brało udział jednocześnie nawet 130 tys. żołnierzy (przemieszczanych lądem, morzem i w powietrzu pomiędzy Wielką Brytanią, Holandią i RFN). W ubiegłym roku Sojusz zaangażował w największe międzynarodowe manewry w Europie (Steadfast Jazz w Polsce i na Łotwie) jedynie 6 tys. ludzi.

Tymczasem Rosja wyprzedza Zachód tak ilościowo, jak i jakościowo. Metody działania rosyjskich sił na Krymie i w Donbasie są niekonwencjonalne, opierają się na tzw. taktyce asymetrycznej. W efekcie powodują dezorientację. Rosja prowadzi szybkie, niekonwencjonalne operacje przy pomocy sił specjalnych wykorzystujące zaskoczenie i słabości przeciwnika. Mówi się o walce środkami „nieliniowymi”, „dwuznacznymi”. To właśnie ci dowódcy rebeliantów na Ukrainie w mundurach bez naszywek, ale też skoordynowana wojna psychologiczno-informacyjna, łączenie działań militarnych z posunięciami w polityce energetycznej i handlowej, a także wojną informatyczną (cyberatakami). Taktyka kombinacji środków militarnych i niemilitarnych może sparaliżować przeciwnika. Te drugie to także kampanie adresowane do społecznego, ekonomicznego i technicznego zaplecza przeciwnika, „miękka siła” propagandy politycznej, ekologicznej itp.

Stosując takie środki, Rosja może „prześliznąć się przez ustalone progi reakcji NATO”, to znaczy NATO, opierając się na przyjętych kryteriach, może nie zauważyć, że agresja osiągnęła poziom zmuszający do działań. A to podważa wiarygodność całego mechanizmu solidarnej obrony.

Rosyjska taktyka wykorzystuje słabości NATO. Zachód opiera się na ścisłych procedurach i zasadach, armie wciąż się ćwiczą w ich stosowaniu, żeby skutecznie współdziałać w razie zagrożenia. To niewątpliwa zaleta, ale zbyt sztywne spojrzenie na sytuację taktyczną nie sprawdza się wobec działań, jakie Rosjanie stosują wobec Ukrainy i zapewne wobec ewentualnych kolejnych ofiar. NATO nie potrafi ataków tego rodzaju ani przewidywać, ani przed nimi ostrzegać, nie stworzyło odpowiednich struktur dowodzenia.

Co gorsza, brytyjscy parlamentarzyści obawiają się, że kraje członkowskie Sojuszu mogą nie być politycznie gotowe do wypełnienia zobowiązań z tytułu art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. W 2008 roku, już po wojnie rosyjsko-gruzińskiej, na pytanie o reakcję na potencjalny rosyjski atak na kraje bałtyckie za „silnym wsparciem” opowiedziało się zaledwie 8 proc. Francuzów, 12 proc. Niemców, 13 proc. Włochów i Brytyjczyków, 15 proc. Hiszpanów i 16 proc. obywateli USA.

Raport dostrzega też słabości Rosji. Ujawniły się one podczas wojny w Gruzji i wynikają głównie z tego, że ogromna armia składa się przede wszystkim z poborowych. Z przyczyn socjalnych nie udaje się nawet ilościowo wykonać planów powołań do wojska. Niski poziom ogólnego wykształcenia i wyszkolenia bojowego sprawia, że żołnierze nie potrafią wykorzystać w pełni możliwości nowoczesnego sprzętu, jaki za miliardy rubli kupują rosyjskie siły zbrojne. Ale trzeba wyraźnie zaznaczyć, że czasy, gdy armia rosyjska była masowo zdemoralizowana, źle zorganizowana i słabo wyposażona, dawno minęły. Zresztą operacje takie jak na Krymie prowadzą raczej elitarne oddziały o wysokim poziomie gotowości, dyscypliny i wyszkolenia.

Rosja się zbroi

Wydatki Rosji na wojsko są kolosalne. Kraj ten ma PKB o 20 proc. mniejszy od Wielkiej Brytanii, a budżet obronny dwa razy większy. W państwach NATO wydaje się na obronność średnio poniżej 2 proc. PKB – w Rosji 4,8 procent. Prowadzony jest gigantyczny program modernizacji. Z drugiej strony Moskwa może nie poradzić sobie z długotrwałym konfliktem z powodu „kruchości” rosyjskiej gospodarki – podstawowego zaplecza sił zbrojnych. Poprawia się jednak zdolność do działań rosyjskich sił zbrojnych w większej skali. Na manewrach Zapad-2013 przemieszczono na Białoruś 70 tys. żołnierzy ze sprzętem i uzbrojeniem wszystkich rodzajów wojsk. Według brytyjskich ekspertów, manewry te (oficjalnie ćwiczono operacje antyterrorystyczne) pokazują, jak wyglądałby potencjalny atak na kraje bałtyckie.

Rosja w latach 2000-2010 zmieniła stopniowo swoją retorykę wobec NATO. W wypowiedziach i dokumentach Sojusz z „partnera” do dialogu i współpracy stał się po prostu „wrogiem”. Na granicy rosyjsko-łotewskiej obserwuje się nasilenie działań rosyjskiego lotnictwa wojskowego. Od 2005 r. Rosjanie ćwiczą symulowane ataki bombowe na północno-zachodnią Europę i Alaskę, podczas ćwiczeń Zapad-2009 symulowano atak nuklearny na Warszawę, a rok później na manewrach Wostok-2010 na bliżej nieokreślone cele z drugiej strony kraju (Alaska, Kanada?).

Brytyjscy posłowie są przekonani, że Zachód obiektywnie ma nad Rosją przewagę w prawie wszystkich dziedzinach, a w pozostałych Rosja i Europa (Unia Europejska) są od siebie nawzajem zależne. To Rosja potrzebuje europejskich rynków i technologii. Strach przed utratą dostępu do rosyjskich surowców należy postrzegać także jako element rosyjskiej wojny informacyjnej. „Energia nie jest podarunkiem Rosji, ale biznesem żywotnym dla funkcjonowania jej gospodarki” – podkreślono.

Dokument proponuje, by otwarcie uznać Rosję za państwo-przeciwnika i źródło potencjalnego zagrożenia terytorialnego. NATO byłoby do tego „zmuszone w rezultacie działań Rosji”, jak zauważono „po 20 latach przerwy”. Szczyt NATO powinien podjąć decyzje na rzecz wzrostu siły bojowej i gotowości wojsk szybkiego reagowania Sojuszu, rozlokować znaczne siły i sprzęt w krajach bałtyckich. Na ich terenie powinny „ciągle, a nawet stale” odbywać się różne manewry i ćwiczenia. W Europie Wschodniej muszą się znaleźć istotne centra dowodzenia NATO. Trzeba pomyśleć o rozmieszczeniu wzdłuż wschodniej granicy NATO w Europie dodatkowych wojsk ze wszystkich krajów członkowskich.

Piotr Falkowski
Nasz Dziennik, 2 sierpnia 2014

Autor: mj