Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bezczynność jest wrogiem duszy

Treść

Duchowość i przedsiębiorczość zestawione razem wyglądają na oksymoron. Przedsiębiorca to ktoś twardo stąpający po ziemi, mający do czynienia z wieloma realnymi problemami oraz ludźmi, którzy najczęściej są ich źródłem.

Tytuł jest cytatem z rozdziału 48 Reguły św. Benedykta traktującego o codziennej pracy fizycznej. Użył go w swojej książce Duchowość lidera o. Włodzimierz Zatorski OSB na początku rozdziału rozwijającego temat duchowości i przedsiębiorczości jako aktywów życia. Duchowość i przedsiębiorczość zestawione razem wyglądają na oksymoron. Przedsiębiorca to ktoś twardo stąpający po ziemi, mający do czynienia z wieloma realnymi problemami oraz ludźmi, którzy najczęściej są ich źródłem. Musi walczyć – w biznesie bardzo popularne są odniesienia do wojskowości – o przetrwanie i rozwój firmy, albo innej organizacji, w której jest liderem. Te wszystkie światowe problemy i działania nijak się mają do sfery duchowej. Tu trzeba mieć przysłowiową twardą skórę, zdecydowanie, a nawet bezwzględnie dążyć do obranego celu, zmagać się z konkurencją, przepisami oraz nieprzewidywalnymi zdarzeniami. Brak tu miejsca na duchowe wzloty i subtelności. Także w organizacjach non profit sytuacja zdaje się być podobna. Jednym zdaniem: trzeba ostro działać by zdobyć/zarobić pieniądze. Z tej perspektywy modlitwa, uczestnictwo w liturgii, rozwój wewnętrzny są czymś egzotycznym, może do zaakceptowania w nielicznych wolnych chwilach.

Tu rodzi się pytanie: czy można rozwijać się duchowo „w wolnych chwilach”? Czy jest to coś pobocznego, o niskim priorytecie, bez większego znaczenia dla funkcjonowania w realnym świecie, w biznesie? Zadawałem takie pytania znajomym, a także tym mniej znajomym menedżerom różnych szczebli. Bardzo często spotykałem się z zażenowaniem, rezerwą, a nawet lekceważeniem. Czasem wywoływały zainteresowanie i refleksje, szczególnie u ludzi ze sporym doświadczeniem życiowym, dotyczące sensu życia. Czasem pytane osoby opowiadały o medytacjach, podróży w głąb siebie, różnych metodach coachingu personalnego itp. Duchowość, jako stały, ważny element osobowości lidera, nie pojawiała się albo wcale, albo nieśmiało, bez przekonania.

Oblicza duchowości. Najogólniej, według o. Włodzimierza Zatorskiego OSB, jest to duch, w jakim podchodzimy do rzeczywistości. W takim ujęciu nie widać jeszcze ukierunkowanego dążenia do odkrycia tego, co określamy mianem sensu życia. Podejście do życia może być chaotyczne, nastawione nie tyle na przeżywanie chwili, co na doświadczanie tego, co chwilowe i ulotne. To także jakiś rodzaj duchowości, ale marnej jakości, a nawet zupełnie pozbawionej wartości. Carpe diem Horacego to także sposób by „jakoś” przeżyć czepiając się tego, co ulotne, nieustannie odczuwając pragnienie by mieć i przeżyć jeszcze więcej. W przewodzeniu ludziom także czai się pokusa bycia ważnym, docenianym ze względu na zajmowaną pozycję, stanowisko, czy chociażby ze względu na perfekcyjne opanowanie jakiegoś rzemiosła czy sztuki. Ja przewodzę – jest pewien polityk, który sam o sobie pisze „mąż stanu”. Ja wyznaczam trendy – współcześni trendsetterzy, czy też jestem znany/znana, bo mam tzw. „zasięgi”, choć niekoniecznie ma coś wartościowego do przekazania. Tak niewiele potrzeba, by za pośrednictwem mass mediów stać się „wirtualnym liderem”. Gdyby tylko o taką duchowość chodziło, to wystarczyłyby posty i fotki zamieszczane i obserwowane na licznych portalach społecznościowych, których celem jest kreowanie „liderów” pokazujących jak żyć łatwo, przyjemnie, dostatnio i bez problemów. Nazwałbym to „duchowością ucieczkową”, wedle reguły: co z oczu to z serca.

Zupełnie inną perspektywę odsłania duchowość benedyktyńska, którą nazwałbym duchowością uwielbienia. Streszczona jest w haśle św. Benedykta aby we wszystkim był Bóg uwielbiony. To kluczowe zdanie pochodzi z 57 rozdziału Reguły św. Benedykta traktującego o rzemieślnikach klasztornych. Bóg może i powinien być uwielbiany we wszystkim: w każdym działaniu, w każdej relacji, w każdym oddechu. Liderom najczęściej przeszkadza w tym ciągłym uwielbieniu próżna chwała (kenodoksja, według systematyki Ewagriusza z Pontu). Bardzo często mam do czynienia z ludźmi uważającymi się za niezastąpionych, „kluczowych dla organizacji” (sam kiedyś trafiłem na oficjalną listę kluczowych pracowników pewnej dużej korporacji), bez których wszystko się zawali. Często to przekonanie podtrzymują podwładni i współpracownicy takiej osoby, ponieważ mając takiego tytana można sobie odpuścić. Anglicy mawiają is up to you – jak miło usłyszeć, że to czy tamto zależy ode mnie. Na takich filarach wspiera się wiele organizacji, ale nie ma to nic wspólnego z prawdziwym przywództwem w duchu uwielbienia Boga we wszystkim.

Co dalej? Zasada pierwszeństwa wartości duchowych nad materialnymi. Zasada sama w sobie jest bardzo dobra, jednak w obecnych czasach wydaje się nie mieć wartości, powiedziałbym wartości użytkowej albo użytecznej. Śledząc to, co ukazuje się na temat biznesu, zauważam przesunięcie akcentów na wartości „miękkie”, ale jest to – według mnie – zmiana pozorna. Turkusowe firmy, work-life balance, nawet akcentowany ostatnimi czasy szacunek dla ludzi jako jeden z filarów Lean Management. Wszystkie te trendy okazują się nietrwałe, przemijające. Czy naprawdę ważny w tym wszystkim jest człowiek? Czy jego potrzeba rozwoju duchowego zostaje w ten sposób należycie wspierana? Śmiem twierdzić, że służy to przede wszystkim temu, by pracownicy więcej z siebie dawali i chętniej angażowali się w przeróżne inicjatywy. Uważam, że w centrum nadal jest firma, a nie człowiek. Praca, jako duchowy wysiłek, nie dla niej samej, czy dla generowania zysku, ale taka, by także i w niej był uwielbiony Bóg. Któż z menedżerów tak myśli? Gdyby to był wpis na moim blogu, z pewnością znalazłoby się kilka osób podających w komentarzach przykłady takich wspaniałych liderów. Zapytałbym wtedy, czy którykolwiek z nich odważyłby się wdrożyć zalecenie św. Benedykta dotyczące sprzedawania produktów trochę poniżej ich faktycznej wartości. Nie, nie chodzi mi ani o celowe ponoszenie strat, ani o udzielanie rabatów, czy dawania cen promocyjnych, ponieważ mamy tu do czynienia z próbą sprzedaży za wszelką cenę. W branży motoryzacyjnej każdego roku mamy do czynienia z „wyprzedażami” i upustami, które tak naprawdę są zaplanowane na kilka lat do przodu. To po prostu normalna polityka cenowa. Algorytmy, wspierane sztuczną inteligencją, generują strategie, które w najlepszy sposób optymalizują zyski w krótkiej, średniej i długiej perspektywie. Nie ma mowy o sprzedawaniu poniżej wartości, ponieważ wartość w biznesie nie ma charakteru stałego. To w prosty sposób prowadzi do wniosku, że w biznesie zasada pierwszeństwa wartości duchowych nad materialnymi jest nieużyteczna.

Szczęśliwie o. Włodzimierz Zatorski OSB w swojej książce nie snuje takich mrocznych wizji. Tym, co porządkuje w pewnym sensie czasoprzestrzeń, w której działa lider jest właściwe rozumienie roli czasu. Kairos i Chronos to dwa greckie pojęcia używane do opisania czasu z perspektywy jego linearnego upływu (Chronos) oraz tego, co się w danym czasie (Kairos) wydarza. Można w strumieniu czasu tkwić jak korek unoszony na wodzie w dowolnym kierunku, można też mieć wpływ na to, co się w tym płynącym czasie dzieje. Lider ma być tym, który nadaje sens ruchom unoszących się korków na falach czasu. Ma sprawić, by Chronos był wypełniony jak największą ilością wartościowych wydarzeń. Nie chciałbym wyręczać Autora w wyjaśnianiu tego ciekawego zagadnienia, dlatego zachęcam do sięgnięcia po książkę Duchowość lidera.

Gdybym chciał w ten sposób omówić całą zawartość tej książki, musiałbym zapisać jeszcze wiele elektronicznych stron. To, co uważam w niej za najcenniejsze, to inspiracja, bez śladów instrukcji, jaka powinna być duchowość lidera. Zadziwiające, ale Reguła św. Benedykta, choć często sprawia wrażenie „opisu standardu” duchowości benedyktyńskiej, tak naprawdę wskazuje tylko pewne kierunki i wytycza granice, pozostawiając wiele swobody w doborze właściwej metody aby we wszystkim był Bóg uwielbiony. Duchowość to nie zestaw praktyk, ale postawa. Lider powinien nie tyle przekazywać i kierować, co promieniować. Przychodzi mi na myśl fragment z Ewangelii według św. Mateusza 5,14-16: Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. Duchowość lidera, każdego chrześcijanina, powinna rozniecać płomień rozświetlający mroki i wskazujący właściwą Drogę.

Henryk Metz – kierownik projektów i programów w branży IT oraz ekspert/trener metod ciągłego doskonalenia. Ikonopisarz, członek Senatu Śląskiej Szkoły Ikonograficznej, reprezentuje Wydział Światło i Zbawienie ŚSI. Wraz z żoną Zofią pomaga zainteresowanym poznawać i doskonalić się w sztuce pisania ikon we wspólnocie Ikonopisarzy Wszystkich Świętych przy parafii pw. Wszystkich Świętych w Gliwicach.

Żródło: cspb.pl, 28

Autor: mj