Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jesteśmy misterium...

Treść

Najważniejszą sprawą w dojściu do naszego osobistego dialogu z Bogiem jest słuchanie takie, aby usłyszeć, bo tylko wtedy możemy dać odpowiedź. Można bowiem słuchać tak, że się nie usłyszy albo słysząc, ignorować to, co się usłyszało lub troski tego świata na tyle przygłuszą Boże wezwanie, że nie jesteśmy w stanie na nie odpowiedzieć.

Co robić, żeby pójść za Chrystusem, żeby odkrywać w sobie prawdę, pójść za nią i dochodzić do prawdziwego życia. U podstaw tego, co podejmujemy, musi stać odkrycie podstawowej prawdy o nas samych, że jesteśmy wewnętrznie bardzo pogubieni. W Liście do Rzymian w 7. rozdziale św. Paweł mówi o tajemnicy grzechu pierworodnego. Pomimo tego, że rozpoznajemy Prawo Boże, czy to jako prawo zapisane w Biblii, czy jako prawo naturalnie zakodowane w naszym sercu, i uznajemy je za dobre, to jednak w praktyce robimy coś, co jest z nim sprzeczne. W naszym ciele, to znaczy w nas zwróconych do świata, mieszkają namiętności, które nas zniewalają i prowadzą do robienia zła zamiast dobra. Tę skłonność wewnątrz nas, skłonność, która nas przerasta, nazywamy grzechem pierworodnym. Ten grzech nas niszczy. Święty Paweł pisze:

Wiemy przecież, że Prawo jest duchowe. A ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię (Rz 7,14n).

Jednak jeżeli robimy to, czego nie chcemy, to nie jest to nasze działanie, ale mieszkającego w nas grzechu: Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka (Rz 7,20). Niezmiernie ważne w naszym życiu jest odkrycie, że nie jesteśmy tożsami z mieszkającym w nas grzechem! Nie musimy zatem naszego grzechu bronić lub tłumaczyć.

Dalej św. Paweł pisze: Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? (Rz 7,24). Tajemnica nieprawości, jak ją się nazywa w teologii, jest w nas ogromną siłą i trzeba sobie z niej zdawać sprawę. Nikt z nas nie jest od niej wolny, każdy dźwiga na sobie jej piętno. Stąd istnieje ogromne niebezpieczeństwo pozostawania we własnej subiektywności. Trzeba sobie bardzo mocno uświadomić, że nikt nie jest dobrym sędzią we własnych sprawach. Nikt nie jest mistrzem dla siebie samego. Nasza subiektywność, która jest uwikłana w misterium nieprawości, nie jest dobrym punktem odniesienia. Potrzebna jest nam pomoc z zewnątrz.

Właściwą odpowiedzią na 7. rozdział Listu do Rzymian jest 8. rozdział tego Listu, w którym św. Paweł mówi, że w Chrystusie jest uwolnienie, to On nam daje wolność, ale trzeba w Niego wejść, zakorzenić się w Nim. Co to konkretnie znaczy? Niewątpliwie oznacza to słuchanie Jego przykazań i wypełnianie ich, tj. wypełnianie przykazania miłości: Kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje (J 14,21). W innym miejscu mówi: Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale (Mt 7,24). To jest pierwszy i najważniejszy wymiar pójścia drogą, którą jest Chrystus. Jest to sprawa zasadnicza: musi istnieć w nas harmonia między tym, co uważamy za prawdę, a tym, co w życiu w praktyce robimy. Jeżeli nie ma tej harmonii, to okłamujemy siebie samych i nie idziemy drogą prawdy rozumianej w metaforze skały, tj. jako coś, na czym możemy się oprzeć i czemu możemy zawierzyć, bo nas to nie zawiedzie. Jeżeli coś uznajemy za prawdę, to musimy się tego trzymać i za tym pójść. Inaczej rozumiemy ją jedynie jako prawdę teoretyczną, niekonieczną. Realizacja jest gwarancją, że idziemy tą drogą. Jeżeli istnieje rozbieżność między słowami a czynami, to znaczy, że trwamy w kłamstwie. Po owocach bowiem poznajemy. Wpierw odnosi się ta prawda do nas samych. Po owocach w naszym życiu poznajemy, czy żyjemy w prawdzie. W drugim rzędzie odnosi się to także do poznania prawdy o innych.

Natomiast w życiu duchowym istnieją ważne praktyki bardzo mocno związane z naszą relacją do Boga, które uczą nas i wprowadzają w autentyczną więź z Nim. Do nich należą: liturgia, modlitwa osobista i lectio divina. Te trzy praktyki są też fundamentem życia według Reguły św. Benedykta. Święty Benedykt mówi, że liturgia jest najważniejszym dziełem, jakie mnisi podejmują. Ona też według niego staje się punktem odniesienia dla innych działań. Wyraża to autentyczne hasło św. Benedykta, którym są słowa zaczerpnięte z Listu św. Piotra: Aby we wszystkim Bóg był uwielbiony (1 P 4,11 – RB 57,9). Uwielbienie Boga jest zasadniczym sensem i celem liturgii. Podobnie jak św. Benedykt mówi Drugi Sobór Watykański w Konstytucji, wskazując na liturgię jako na „szczyt i źródło, z którego wypływa cała moc Kościoła” (zob. KL 10).

Takie słowa, mówiące że coś jest szczytem i jednocześnie źródłem mocy, nie zostały wypowiedziane w stosunku do innych wymiarów życia duchowego, czy to dogmatyki, czy moralności, ani nawet w odniesieniu do modlitwy osobistej czy działań ascetycznych lub działalności charytatywnej. Jest to bardzo wymowne.

Wyżej pisaliśmy już, dlaczego się tak dzieje. Wiąże się to z podstawową prawdą o człowieku, że on jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga i w związku z tym swoją tożsamość odnajduje tylko przed Bogiem, a raczej w Nim. Poza Bogiem nie możemy odnaleźć pełnej tożsamości. Możemy stać się sobą w pełni tylko przed Bogiem. Jest to prawda, która w naszym codziennym życiu jest zupełnie zapoznawana. Nikt o niej nie pamięta na co dzień i wydaje się, że nawet nic o niej nie wie. Raczej wydaje się nam, że mamy swoją tożsamość taką, jaką wydaje się nam, że mamy i jako tacy mamy przed Bogiem wykazać się postępowaniem moralnie dobrym, aby otrzymać od Niego w nagrodę życie wieczne. Natomiast, sami nie wiemy, kim jesteśmy, jesteśmy dla siebie misterium. Jesteśmy sobie dani, jakby nie wiadomo dlaczego i po co. Nie znamy naszego początku ani kresu. Natomiast otrzymaliśmy zdolności poznawcze, a także zdolność komunikowania się z innymi i wolę, dzięki której możemy wybierać. I poprzez to wybieramy swoją tożsamość.

Zasadniczą sprawą dla nas jest rozeznanie. Okazuje się, że gdzieś w naszym wnętrzu mieszka głębia misterium Boga. Święty Augustyn napisał o niej: „Bóg jest bliżej nas niż my sami siebie”. Bardzo ważny dla nas jest dialog z tym misterium, z którego wyrastamy. Nie jest nam on dany wprost, jak coś, po co możemy wyciągnąć rękę, gdyż dotyczy nas samych, naszej tożsamości. Nasze „ja” w istocie jest odpowiedzią. W zależności od tego, na co jest odpowiedzią, taką posiada głębię. Jeżeli jest odpowiedzią na głos z zewnątrz, jest jedynie „ja” funkcjonalnym, podmiotem odnajdywania się w świecie wobec przedmiotów i innych ludzi. Natomiast najistotniejszy dialog rozgrywa się z misterium, które istnieje w nas samych, dialog z czymś, co jest „bliżej nas, niż my sami siebie”! Jest to dla nas niezmiernie trudne do uchwycenia.

Czasami uświadamiamy sobie ten wewnętrzny dialog, gdy nas coś zaboli w wymiarze duchowym, gdy budzi się refleksja dotycząca sensu naszego życia. Podobnie, jak dopiero kiedy nas coś zaczyna boleć, poznajemy wartość zdrowia. Wcześniej uważamy zdrowie za coś oczywistego, co się nam należy. Podobnie budzi się w nas refleksja, a jednocześnie świadomość tego, o co chodzi w naszym życiu wtedy, kiedy czegoś doświadczamy. Czasami jest to cierpienie, czasami jest to zdziwienie albo zachwyt nad wielkością lub pięknem świata, ale zawsze tylko wtedy prowadzi do rozpoznania misterium, gdy budzi głęboką reakcję. W istocie bowiem jesteśmy odpowiedzią na Boże wezwanie. W 1. Liście św. Jana czytamy tak o miłości, która jest istotą naszego życia w pełni:

W tym objawiła się miłość Boga ku nam,
że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat,
abyśmy życie mieli dzięki Niemu.
W tym przejawia się miłość,
że nie my umiłowaliśmy Boga,
ale że On sam nas umiłował
i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy
(1 J 4,9n).

Miłość Boga do nas jest pierwsza.

Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami (Rz 5,8).

Najpierw musimy usłyszeć, zobaczyć, uprzytomnić sobie Bożą miłość, zdać sobie z niej sprawę, dotknąć jej. Dopiero wtedy, kiedy do nas, do naszego serca dochodzi świadomość Bożej miłości, możemy dać Mu swoją odpowiedź. Inaczej nasza wiara może sprowadzać się do idei, do filozofii życia przez nas przyjętej. To jednak jeszcze nie jest wiara. Porządek, że Bóg wzywa, my zaś odpowiadamy jest fundamentalny. Jesteśmy obrazem Boga, a nie źródłem. Nie jest tak, jak w filozofii Feuerbacha, który twierdził, że człowiek wymyślił Boga na swój obraz. Niewątpliwie istnieją postawy o charakterze religijnym, o których można by powiedzieć, że człowiek wymyśla sobie boga. Nawet w odniesieniu do Boga żywego nasza wyobraźnia buduje się na podstawie doczesnych wyobrażeń, stąd skojarzenia o ludzkim kształcie. Zawsze jednak ten obraz jest na miarę człowieka. Natomiast nasze duchowe doświadczenie mówi nam, że odkrywamy misterium Boga obecnego, misterium, które nas całkowicie przerasta, a nasza wiara w postaci doktryny czy obrazu Boga jest ledwie próbą ujęcia doświadczanego misterium, a nie jego dokładnym opisem i wyjaśnieniem.

Jednocześnie dialog z Bogiem odnosi się do innych ludzi, a właściwie do każdego człowieka i nas wszystkich jako ludzi. Obok misterium wewnątrz każdego z nas istnieje misterium dialogu Boga z całą ludzkością. Bóg się objawia w historii ludzi. Można nawet powiedzieć, że właściwym partnerem Boga jest wspólnota ludzi, konkretnie lud Boży. Wszystkie jednostki pojawiające się w tej historii pojawiają się w niej jako członkowie ludu Bożego i obdarzone konkretną misją w odniesieniu do ludu. W tej historii Bóg się objawił i przemówił do nas. Powstała cała tradycja dialogu z Bogiem i Jego kultu. My na pewnym etapie historii włączamy się w ten trwający od wieków, a właściwie od samego stworzenia świata, misteryjny dialog z Bogiem. Uczestniczymy w misterium spotkania z Bogiem. W naszym życiu powtarzają się analogiczne historie jak w życiu postaci biblijnych. Ich sens jest podobny, a Bóg na krzywych liniach naszego życia pisze swoją historię naszego zbawienia. Tę prawdę wyraża liturgia. Stając na liturgii przed Bogiem, musimy pamiętać, że uczestniczymy w misterium, które nas całkowicie przerasta.

Najważniejszą sprawą w dojściu do naszego osobistego dialogu z Bogiem jest słuchanie takie, aby usłyszeć, bo tylko wtedy możemy dać odpowiedź. Można bowiem słuchać tak, że się nie usłyszy albo słysząc, ignorować to, co się usłyszało lub troski tego świata na tyle przygłuszą Boże wezwanie, że nie jesteśmy w stanie na nie odpowiedzieć. Wydaje się, że tak się zachowuje wielu ludzi w kościele podczas liturgii. Wielu spędza ten czas w jakiejś półświadomości. Taka postawa jest fatalna w swoich skutkach, gdyż powoduje, że nie możemy się prawdziwie spotkać z Bogiem. A fundamentalną zasadą życia duchowego jest prawda, że jeżeli w nas ma się coś istotnego dokonać, to tylko jako odpowiedź na Boże wezwanie. Jeżeli sami sobie coś postawimy jako zadanie, np. jakiś ideał, to nigdy nasze działania nie doprowadzą do pełnego dobra. Zawsze będą miały one swoje słabe strony, a ostatecznie ta słabość na tyle się ujawni, że przekreśli sens naszego przedsięwzięcia.

Stąd fundamentalną sprawą jest umiejętność stanięcia przed Bogiem w świadomości, że jest to misterium, które nas przerasta. Nasze życie chrześcijańskie zaczyna się od sakramentu chrztu, o którym św. Paweł pisze:

Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my postępowali w nowym życiu – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca (Rz 6,3n).

Wobec tego musimy wiedzieć, że właściwą postawą jest postawa ucznia, który przychodzi do szkoły i ma się nauczyć czegoś, czego nie wie. Sami z siebie tego nie wiemy, kim jest Bóg, przed którym stoimy, nie wiemy nawet, kim dla Niego jesteśmy i kim jest On dla nas. Musimy to wszystko rozpoznać i się nauczyć nawiązywać żywą relację z Bogiem. Nikt z nas nie umie się modlić, ale cały czas się uczymy. Nikt z nas nie umie kochać prawdziwie, tylko nieustannie miłości się uczymy. Liturgia jest zasadniczą szkołą stawania przed Bogiem i dialogu z Nim. Na niej uczymy się świadomości życia w misterium, uczymy się języka naszego dialogu i właściwej postawy. Posiada ona bowiem wypracowany przez wieki i pokolenia rytuał, treści i gesty, w które sami wchodzimy. Jak uczniowie mamy wejść w nią i pozwolić się pociągnąć, pozwolić się wprowadzić w misterium. O takiej postawie mówi św. Benedykt w swojej Regule w 19. rozdziale:

Zastanówmy się zatem, jak należy zachowywać się w obliczu Boga i Jego aniołów, i tak śpiewajmy psalmy, aby nasze serce było w zgodzie z tym, co głoszą nasze usta (RB 19,6–7).

Mówiliśmy, że serce jest misterium ukrytym w nas samych. Właśnie to „serce ma iść za tym, co mówią usta”. Święty Benedykt w tym miejscu mówi bardziej o liturgii godzin niż o liturgii sakramentalnej, ale jego słowa odnoszą się również np. do Eucharystii, w odniesieniu do której do podanych słów trzeba jeszcze dodać „gesty i znaki”. Słowa i gesty mają nas wprowadzać w misterium spotkania. Liturgia jest wejściem w misterium wysławiania Boga w Jego przedziwnych dziełach. Jest to misterium, które trwa odwiecznie. My na pewnym etapie historii weszliśmy w to odwieczne uwielbienie Boga, które rozciąga się na cały świat. Kiedy stajemy podczas liturgii, jak o tym mówi św. Benedykt, stajemy „wobec aniołów”, wobec których „śpiewamy psalmy Bogu”. Musimy pamiętać, że uczestniczymy w liturgii niebieskiej, która trwa odwiecznie. Wchodzimy w misterium wszystkich stworzeń, które zostały obdarowane przez Boga i w odpowiedzi oddają Bogu cześć i uwielbienie.

Liturgia przez to, że jest nam dana przez Kościół, jest pewną obiektywną formą. Podczas liturgii nie jesteśmy spontanicznie twórcami tego, co robimy, ale spełniamy jedynie przydzieloną nam funkcję. Tutaj najczęściej spotykamy się z nieporozumieniem i z tej racji liturgia jest dla wielu nudna, gdyż cały czas powtarza się to samo, czyli z góry wiadomo, co potem nastąpi. My natomiast chcielibyśmy różnorodności, spontanicznego wyrażania siebie. Tak jest podczas modlitwy indywidualnej. W różnych grupach modlitewnych praktykuje się różne rodzaje modlitwy spontanicznej, trzeba jednak pamiętać, że to nie jest liturgia (!), ale modlitwa indywidualna prowadzona wspólnie. Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy liturgią i modlitwą indywidualną. O ile w liturgii chodzi o to, byśmy sercem podążali za wypowiadanymi słowami i szli za dynamiką gestów i znaków, o tyle w modlitwie indywidualnej powinniśmy spontanicznie odpowiadać na to, czego doświadczamy i co odczuwamy w sobie. W modlitwie indywidualnej ważne jest to, byśmy byli jak najbardziej autentyczni. W liturgii natomiast wchodzimy w misterium, które nas absolutnie przerasta i dlatego potrzebna jest bojaźń Boża, pokora, skromność i wsłuchanie się i pójście sercem za tym, co jest wypowiadane i co wyraża rytuał. Pomiędzy liturgią i modlitwą indywidualną istnieje zatem istotna różnica wymagająca od nas innej postawy.

Fragment książki Droga w zawierzeniu

Włodzimierz Zatorski OSB – urodził się w Czechowicach-Dziedzicach. Do klasztoru wstąpił w roku 1980 po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pierwsze śluby złożył w 1981 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1987 r. Założyciel i do roku 2007 dyrektor wydawnictwa Tyniec. W latach 2005–2009 przeor klasztoru, od roku 2002 prefekt oblatów świeckich przy opactwie. Autor książek o tematyce duchowej, między innymi: “Przebaczenie”, “Otworzyć serce”, “Dar sumienia”, “Milczeć, aby usłyszeć”, “Droga człowieka”, “Osiem duchów zła”, “Po owocach poznacie”. Od kwietnia 2009 do kwietnia 2010 przebywał w pustelni na Mazurach oraz w klasztorze benedyktyńskim Dormitio w Jerozolimie. Od 2010 do 2013 był mistrzem nowicjatu w Tyńcu. W latach 2013-2015 podprzeor. Obecnie pełni funkcję asystenta Fundacji Opcja Benedykta.

Żródło: cspb.pl, 22

Autor: mj