Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rewolucja Matki Magdaleny Mortęskiej OSB / część 2 /

Treść

Warto także z dzisiejszej, historycznej perspektywy spojrzeć na Regułę Reformowaną jako na zjawisko prawne, wśród innych zjawisk prawnych tamtej epoki, i porównać ją z resztą naszego prawodawstwa zakonnego, będącego wyrazem reformy potrydenckiej.

W stosunku do pierwotnej Reguły tekst chełmiński wprowadza, jak już wiemy, trzy rodzaje zmian: skreślenia, dodatki oraz nowe interpretacje.

Skreślenia

Skreślono: rozdział pierwszy „O czterech rodzajach zakonników”, jako nie będący już w XVII wieku obrazem życia zakonnego; nadto rozdziały od 8 do 18, omawiające strukturę modlitw chórowych jako nieaktualne, ponieważ przyjęto brewiarz rzymski; rozdział 56 „O stole opata” jako zdezaktualizowany przez doświadczenie; i wreszcie rozdział 62, o kapłanach klasztornych, jako nieaktualny w klasztorze żeńskim, a zamiast niego dodano deklarację o kapelanach i spowiednikach. Nadto, dla łatwiejszego użytku (zgodnie z ogólną ówczesną praktyką, stosowaną w drukach przeznaczonych dla klasztorów żeńskich), zmieniono w całym tekście rodzaj męski na żeński. Metoda wykreślania tekstów nieaktualnych była bardzo w stylu epoki, widać to choćby na przekładzie włoskim; ale wywołała zgrozę u ówczesnych polskich benedyktynów.

Dodatki

Największy z dodatków stanowiła przeszło stustronicowa instrukcja formacyjna, zatytułowana Porządek nowicjatu. Nadto niemal po każdym rozdziale znalazła się dłuższa lub krótsza deklaracja – czasem do dwudziestu stron drobnego druku – zawierająca szczegółowe wskazówki co do stosowania danego rozdziału. (Wprawdzie zaznaczono z radością, że miejscami deklaracji nie było potrzeba, „gdyż się tak za łaską Bożą pełni, jako jest napisane”; można to jednak było powiedzieć o niewielu rozdziałach). Nie są to jednak zmiany treści Reguły, ale drobiazgowe przepisy wykonawcze. Spośród głównych punktów potrydenckiego prawodawstwa kościelnego pierwszy, dotyczący własności osobistej, jest zaznaczony zaledwie przypisami na marginesie tekstu stosownego rozdziału Reguły, podającymi dokumenty papieskie i soborowe oraz krótkim cytatem z XV-wiecznego komentatora Reguły, kardynała Jana Torquemady. Deklaracji żadnej nie dodano, gdyż tekst św. Benedykta jest wystarczająco radykalny. Punkt drugi, dotyczący własności wspólnej, otrzymał kilkustronicową deklarację do rozdziału „O majętności i inszym sprzęcie klasztornym”, która omawia sposób prowadzenia gospodarstwa w majątkach ziemskich, prowadzenia procesów (jeśli są nieuchronne) i księgowości klasztornej. Punkty dotyczące elekcji weszły w skład deklaracji do rozdziału 64 („O stanowieniu ksieniej”); punkty dotyczące dopuszczania do obłóczyn i do profesji rozpracowano szeroko w Porządku nowicjatu. Wreszcie Komunię św. ustanowiono cotygodniową.

Najwięcej problemów dostarczyła sprawa klauzury, i tu chełmiński eksperyment posunął się aż do krytyki nowego prawa kościelnego. Jak wiadomo, wkrótce po Soborze Trydenckim (który pieczę nad ścisłą klauzurą mniszek złożył w ręce lokalnych biskupów), wyszły prawa jeszcze radykalniejsze, ustanawiające to, co potem przez kilka wieków nazywano klauzurą papieską i co w skrócie znaczyło: zero pozwoleń, póki się dach nad głową nie pali. Nie wchodząc w realia polityczno-ekonomiczne innych krajów, gdzie może tak ścisła klauzura była wykonalna, doświadczenie chełmińskie stwierdziło jej niewykonalność w Polsce. Stosowna deklaracja przy rozdziale 51. Reguły zaczyna się od słów: „Wiemy, iż wedle rozkazania kościelnego i z samej przystojności panieńskiej płci, żadnej się z klasztora wychodzić ani wyjeżdżać nie godzi (i tu powołano się na aż cztery różne dokumenty soborowe i papieskie, najwyraźniej w Chełmnie znane i przestudiowane). Jednak iż w tym królestwie wielkie i gwałtowne potrzeby wyciągają, że zakonnice w osobach swych do prawa, także i dla dozoru majętności klasztornych (…) i inszych przyczyn wiele ważnych z zamknienia klasztornego wyjeżdżać muszą…”. Te „potrzeby” wynikały z faktu, że zdawanie się w sprawach majątkowych i procesowych na samych tylko wynajętych rządców i pełnomocników prowadziło do nieporządku we włościach i głodu w klasztorze; a normalną podstawą utrzymania była w Polsce ziemia, i trzeba było na niej dobrze gospodarować. Nadto ksieni chełmińska najeździła się po urzędach duchownych i świeckich w sprawach swoich fundacji; także i podwładne musiała całymi gromadami rozsyłać do nowych klasztorów, i nie tylko w pierwszej obsadzie. Co do klauzury biernej, uznano konieczność zachowania szkoły dla świeckich, która nie była nowością, ale którą właśnie najnowsze dekrety ostro zwalczały. To więc były punkty, w których zakonnice chełmińskie nie widziały możliwości zastosowania się do prawa potrydenckiego i świadomie od niego odeszły, twierdząc, że przecież intencją takiego prawodawstwa nie mogło być uciśnięcie mniszek, a najwyżej ochrona. To, co ustaliły, jest w zgodzie z tekstem samego Soboru, toteż deklaracja wymaga „na takowe z potrzeb słusznych wyjścia z klasztoru” wyraźnego pozwolenia biskupa ordynariusza. Ma to być pozwolenie okresowe, odnawiane za każdym razem, gdy nowy biskup następuje, co w tamtych czasach zdarzało się dość często. Ta deklaracja została razem z całą Regułą Reformowaną zatwierdzona przez miejscowego biskupa na mocy delegacji papieskiej już w roku 1605, a przez nuncjusza w 1606; następnie zaś otrzymała papieski tak zwany dekret pochwalny w roku 1616. Mimo tych dokumentów, była ostro krytykowana mniej więcej przez pół wieku, to jest do czasu wojen, które spowodowały, że w Polsce zaczęto poświęcać mniej uwagi niż poprzednio problemom prawnym.

Reinterpretacje

Wreszcie reinterpretacje. Podkreślmy raz jeszcze, że benedyktynki chełmińskie postawiły sobie za cel nie zmianę Reguły, ale maksymalną wobec niej wierność, i jeśli dodały do tekstu tak wiele, to dla jego objaśnienia i praktycznej aplikacji. Nie mając zmysłu historycznego, na który trzeba jeszcze było czekać mniej więcej trzysta lat, nie zdawały sobie oczywiście sprawy, jak bardzo to, co w ich mniemaniu jest pełnieniem dosłownym, przeniknięte jest i przepojone ich własną mentalnością, ich problemami, ich doświadczeniem. Weźmy jako typowy przykład tekst św. Benedykta dotyczący nowicjuszy, gdzie powiedziano, że mają oni mieszkać w osobnej celi i w niej to rozmyślać, jadać i sypiać. Dla św. Benedykta znaczyło to po prostu, że nowicjusze przychodzą wprawdzie razem ze starszymi mnichami do chóru (co do tego nie ma wątpliwości), ale że prywatne modlitwy odprawiają i posiłki jedzą osobno, w swoim mieszkaniu. Siostry chełmińskie jak najsłuszniej dopatrzyły się w tym tekście nakazu oddzielenia nowicjatu od zgromadzenia, co zresztą prawodawstwo kościelne epoki przypomniało wówczas z wielką mocą; ale na tym nie poprzestały. Z faktu, że św. Benedykt wspomniał tylko o rozmyślaniu i posiłkach w ciągu dnia, a nie wspomniał o żadnej pracy, wyprowadziły wniosek, że czas nowicjatu powinien być czasem ściśle poświęconym formacji duchowej i intelektualnej, i niczemu poza tym. Wielu innym środowiskom i wielu innym pokoleniom, tak wcześniejszym, jak i późniejszym, zapewne by to w ogóle nie przyszło do głowy, ale właśnie ta wspólnota zakonna zobaczyła w tym zdaniu odpowiedź na swój własny, szczególnie bolesny problem: przecież wszystkie lub niemal wszystkie ówczesne siostry przychodziły do klasztoru jako analfabetki, dysponując wielkim zapałem i niczym poza tym; a do zrozumienia sensu swojego życia musiały dojść na miejscu same i dopracować je osobiście, pracą własnego, niećwiczonego poprzednio intelektu. Toteż były przekonane, że św. Benedykt zatroszczył się, żeby w nowicjacie pełny czas poświęcić na uzupełnienie takich braków; za swój zaś obowiązek uznały zadbanie, żeby tę szansę wykorzystać. Owocem takiego przekonania jest wspomniana tu już instrukcja formacyjna. Zgodnie z nią, nowicjuszki poświęcały cały dzień nauce. Większość z nich musiała zacząć od alfabetu, oczywiście uczono także prawd wiary, śpiewu, ceremonii – ale najważniejsza była nauka medytacji i zdobycie intelektualnej podbudowy swojego życiowego wyboru. Trzeba było umieć ten wybór rozumowo uzasadnić, pojąć go i sformułować dokładnie jego konsekwencje. W ten sposób w miejsce uczuciowej pobożności wytwarzano sobie pewien zespół przekonań, który miał potem posłużyć za broń w czasie pokusy i w czasie nieuchronnego zaniku pobożnych uczuć; i który też trzeba było umieć zrozumiale formułować i przekazywać. Przy okazji powstawały liczne teksty rozmyślań i modlitw, nieraz bardzo piękne: cała literatura, mało jeszcze znana.

Celem więc instrukcji było zarówno dochowanie wierności Regule, jak i rozwinięcie jej myśli. I tak na przykład św. Benedykt dzieli rok nowicjatu na trzy okresy, każdy zakończony odczytaniem nowicjuszowi Reguły, ale podaje tylko ogólnikową wskazówkę, co do treści i sposobu formacji; chełmińska instrukcja zachowuje ten podział, ale wypełnia go szczegółowym programem nauki. A jej autorka, choć dzięki temu książka była dwukrotnie grubsza, nie miała świadomości, jakoby cokolwiek dodała: sądziła, że tylko objaśniła naukę św. Benedykta i ustaliła w szczegółach, co należy robić, żeby ją zachować naprawdę. W tym celu ustawiono hierarchię wartości tak, aby dobra duchowe (medytacja, czytanie) i asceza wewnętrzna (praktyka pokory, posłuszeństwa itp.) były na pierwszym miejscu; posty i nocne czuwania na drugim; wszelkie zaś „ostrości”, niewspomniane przecież w pierwotnej Regule, raczej na końcu. Tę hierarchię wartości widać dobrze między innymi w zachowanych wspomnieniach o zmarłych siostrach, gdzie zaznaczone (a więc cenione) cnoty to przede wszystkim rozmodlenie i miłość bliźniego. Nawet zresztą niektóre zakazy lub przemilczenia Reguły – na przykład zakaz jedzenia mięsa lub brak wzmianki o bieliźnie – postanowiono w Chełmnie przestać stosować, jako raczej związane z czasem i miejscem powstania Reguły niż aktualne zawsze i wszędzie. W imię wierności idei św. Benedykta przeciwstawiano się więc czasem nawet jego literze. Rozróżniono bardzo wyraźnie między tym, co najtrudniejsze a tym, co najważniejsze, i uznano, że to wcale nie zawsze to samo. Między innymi właśnie do zalegalizowania takich zmian potrzebna była drukowana i zatwierdzona przez Stolicę Apostolską nowa wersja Reguły. To była niewątpliwie opcja ustalająca charakterystykę zakonu tak wewnętrzną, jak i na zewnątrz dostrzegalną. Nikt odtąd w Polsce nie uważał benedyktynek za zakon „ostry” ani tym bardziej „najostrzejszy”; wiadomo było natomiast, że u nich starannie uczono modlitwy, pielęgnowano liturgię wraz z jej oprawą muzyczną i bardzo poważnie traktowano formację do życia wspólnego. Tu właśnie widać było wpływ jezuitów: instytucji młodej, wypracowującej właśnie swoją duchowość, rozumiejącej tak bolączki epoki, jak i konieczne lekarstwa. Tych ostatnich szukano w jak najdalej posuniętej karności wewnętrznej, w bohaterskiej walce z samym sobą, w samowychowaniu i duchowym samokształceniu.

Ta heroiczna atmosfera, typowa dla ówczesnej duchowości hiszpańskiej, a wzbogacona o ignacjański intelektualizm, szczególnie łatwo przyjmowała się u pokolenia, które musiało odbudować życie zakonne na gruzach, a rozumiało, że przyczyną jego niedawnej ruiny były przede wszystkim: brak gorliwości i formacji umysłowej. Ostatecznie więc Reguła Reformowana była adaptacją prastarego tekstu Reguły św. Benedykta do bardzo konkretnych i aktualnych potrzeb: do życia zakonnego żeńskiego w Polsce po Soborze Trydenckim. Środowisko, które ją stworzyło, opierało się w swojej działalności legislatorskiej na kilku rzeczach: na tekście Reguły, na nowym prawie kościelnym, na pouczeniach znawców aktualnej duchowości i na doświadczeniu i przemyśleniu własnym. Efekt osiągnięty jest więc odpowiedzią na bardzo charakterystyczne dla miejsca i epoki problemy. Może dlatego właśnie stał się w naszym społeczeństwie aż tak popularny? Benedyktynki reformy chełmińskiej miały w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej najwięcej nowych fundacji i największą liczebność. Nie zakładały też elitarności ani spektakularnej surowości, ale niewątpliwie zakładały zdrowy rozsądek, logikę, wielką konsekwencję i wierność. Przy okazji, poprzez swoje szkoły, rozpowszechniały po kraju także i wśród świeckich twórczą postawę duchową i umysłową kobiet, które same dopracowały się swoich celów życiowych i stojącego na straży tych celów prawa, nie czekając biernie, aż by im te cele i prawa podali mężczyźni – choćby i ludzie Kościoła. Ciekawym przykładem prawodawstwa własnego jest próba stworzenia jakiejś wewnątrzklasztornej instancji apelacyjnej, stojącej nawet ponad ksienią, i władnej rozstrzygać spory między nią a zakonnicami, bez wciągania w sprawę jakichkolwiek sędziów zewnętrznych. Cel i praktykę takiego przepisu wyjaśnia sama jego autorka w jednej ze swoich konferencji dla mniszek.

Przyjmując bardzo wiele z ducha swojej epoki, benedyktynki chełmińskie zachowały jednak tożsamość swojego zakonu. Wymieńmy tu dwa elementy tej tożsamości. Pierwszym jest pobożność liturgiczna. Wbrew całemu autorytetowi jezuitów, których założyciel świadomie odszedł od modlitwy chórowej, dochowano wierności starodawnemu przeświadczeniu, że liturgia jest czymś więcej niż modlitwą, że jest „dziełem Bożym”, obiektywnym uczestnictwem w życiu Trójcy Świętej, a w takim razie – centrum życia duchowego mniszki. Medytacja była po to, żeby to zrozumieć; a zrozumiawszy, należało wykonać. Dowodów na tę liturgiczną pobożność benedyktynek Kongregacji chełmińskiej jest mnóstwo, od cyklów rozmyślań i konferencji opartych na tekstach liturgicznych (gdy w innych zakonach raczej komentowało się katechizm, żywoty świętych lub cnoty zakonne), aż po mnóstwo starannie sporządzonych rękopisów i znaną dbałość o możliwie piękne wykonanie śpiewów chórowych i wszelkich ceremonii. Drugi element tej tożsamości to duchowość konsekracji. Tak zwana konsekracja dziewic jest starsza niż profesja, i w wielu zakonach zanikła, gdy profesja stała się obowiązkiem powszechnym. Benedyktynki natomiast nie tylko ją zachowały (jak norbertanki, brygidki i cysterki), ale najwyraźniej opierały na niej swoje pojęcie życia zakonnego, czego znowu dowodzą niezliczone egzemplarze starannie przepisanych tekstów tego obrzędu (każda siostra chciała je mieć pod ręką dla rozważania przez resztę życia) oraz komentarze do nich, pisane przez tych kapelanów lub spowiedników, którzy przejęli się do głębi potrzebami duchowymi swoich podopiecznych.

Po wiekach

Ostatecznie więc, decyzja Magdaleny, by wbrew opinii całego środowiska zostać mniszką, choćby za cenę ucieczki z domu, wyzwoliła istną lawinę pobożności zakonnej, duchowej twórczości, prawodawstwa, szkolnictwa, działalności kulturowej i akcji fundacyjnej. Zapewne ta lawina czekała tylko, żeby ją ktoś wyzwolił – stąd tak ogromny napływ nowicjuszek – ale wyznaczona do tego została właśnie ona, podlotek z wiejskiego dworku, ze swoim jednym okiem, z wrodzoną, namiętną logiką myślenia, z sercem spragnionym Boga i z potajemnie zdobytą umiejętnością czytania. Zdawałoby się, że nie było na co spojrzeć – a tu taka lawina łaski. I myślę, że ta łaska działa do dzisiaj.

Warto także z dzisiejszej, historycznej perspektywy spojrzeć na Regułę Reformowaną jako na zjawisko prawne, wśród innych zjawisk prawnych tamtej epoki, i porównać ją z resztą naszego prawodawstwa zakonnego, będącego wyrazem reformy potrydenckiej. (Podaję tutaj tylko wnioski ze szczegółowych badań, ogłoszonych gdzie indziej). Otóż jest to spośród powstałych w Polsce tekstów prawnych, po pierwsze, jedyny autorski, sporządzony przez samą wspólnotę, która miała według niego żyć i przy której wezwani do pomocy teologowie i prawnicy grali tylko rolę doradców. To oczywiście mogło być wynikiem raczej zreferowanego tu biegu wypadków niż powziętego z góry założenia, niemniej stało się faktem. Inaczej mówiąc, grupa Magdaleny Mortęskiej wiedziała, czego chce i umiała przy tym obstawać – co czasem budziło komentarze w rodzaju „Twarde to łby u onych panien”. I po drugie, jest to jedyna u nas reinterpretacja dawnego tekstu absolutnie pełna, spójna i jednorodna, nie znająca wahań i sprzecznych tradycji, logiczna i konsekwentna. Nic dziwnego, że tylu sercom trafiła do przekonania. Oczywiście trzeba pamiętać, że epoka między reformą trydencką a rozbiorami i kasatami nie jest trwaniem jednego i niezmiennego ujęcia praktyk i duchowości. Warunki zewnętrzne, tj. głównie wojny i ich następstwa, dzielą tę epokę na kilka okresów; i trudno oczekiwać, żeby podczas kilkuletniego rozproszenia wojennego albo w czasie zarazy, która nieuchronnie następowała po wojnie i głodzie, powstawała masowo literatura modlitewna albo starannie ćwiczono śpiewy. Nadto w miarę jak w świecie zanika renesansowa pobożność trydencka, oparta głównie na zrozumieniu – a szerzy się barokowa pobożność, oparta na uczuciu, a w najlepszym razie na woli – także i do klasztorów benedyktyńskich przenika ta zmiana klimatu, modyfikując nieco kanon lektury mniszek i ich sposób modlitwy. Niemniej to, co prawnie ustanowiono jeszcze w Chełmnie, trwało; a w okresie kasat stało się jakby nienaruszalną świętością, której zachowanie do końca wbrew wszystkim wrogom było postrzegane jako najświętszy obowiązek. Dzisiejsze środowiska benedyktyńskie są produktem nowej epoki, która raczej redukuje paragrafy prawa niż je mnoży; ale która, podobnie jak tamta epoka, szuka natchnienia w najstarszych tekstach monastycznych. Problemy nieraz mamy inne niż ówczesne, ale źródło rozwiązań to samo. I to jest jedna więcej więź łącząca nas z Matką Mortęską. A przypomnijmy, że z wyjątkiem tylko jednego, wszystkie nasze dziś istniejące klasztory w Polsce pochodzą pośrednio od jej fundacji, wywodzą się z jej reformy. Nie istniałyby, gdyby nie jej dzieło.

Znajomość jej postaci i życiorysu szerzy się w naszych czasach, odkąd zaczął o niej pisać Karol Górski. Znajomość jej dzieła, a zwłaszcza jej pism, jest o wiele mniejsza. Wprawdzie ten sam badacz ogłosił część jej listów (znaną już w jego latach), ale mało kto dociera do zawierającego je artykułu; ogłosił też jej nauki, ale to powielaczowe (z ówczesnej konieczności) wydanie jest i do lektury trudne, i dostępne niełatwo. Obecnie, w związku ze wznowionym procesem beatyfikacyjnym Matki Magdaleny, mamy już obie te pozycje wydane w nowym opracowaniu przez Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec. Natomiast dzieło legislacyjne naszej wielkiej reformatorki dostępne było aż dotąd tylko w siedemnastowiecznych wydaniach Reguły Reformowanej, których niestety z racji antycznej czcionki prawie nikt dzisiaj nie czyta; toteż i pozostawało jej własnym córkom duchowym praktycznie nieznane. Temu właśnie brakowi ma zaradzić niniejsza edycja…

 

Wstęp s. Małgorzaty Borkowskiej OSB do publikacji Reguła Reformowana Matki Magdaleny Mortęskiej / Biografia Tęsknota. Opowieść o Magdalenie Mortęskiej

Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.

Żródło: cspb.pl, 7

Autor: mj