Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Simone

Treść

Zdjęła okulary. Jej dziewczęcą twarz oblał kolorowy promień słońca wpadający w ciemne wnętrze kościoła opactwa. Gdyby nie to słońce, nie byłoby jej widać. Była sama – skupiona i pogodna zarazem. Skupienie było w jej naturze: tyle studiowania, refleksji. A wszystko to z troski. Zadziwiło i ucieszyło ją, że to wszystko, czym było dla niej studiowanie: ćwiczeniem uwagi, pokory, cierpliwości i ascezy – odnalazła w tym klasztorze – surowym, a jednocześnie gościnnym, mrocznym, ale i ciepłym. Potwierdzało się odkrycie, które uczyniła kilka lat temu, że kluczem do chrześcijańskiej koncepcji studiów jest fakt, że modlitwa wymaga uwagi, domagając się skierowania całej tej uwagi duszy w stronę Boga. Jakość, moc i piękno uwagi ściśle wiążą się z jakością modlitwy. Niezastąpiony żar uczucia integruje i wspiera wysiłek intelektualny. Nawet, jeśli początkowo tylko pewna część uwagi ma kontakt z Bogiem, może ją dopełnić modlitwa. Tak ostatecznie cała uwaga staje się poświęcona Bogu. Myśl staje się modlitwą, kontemplacją Boga. I właśnie dlatego Simone czuła się tu, jak u siebie choć, szczerze mówiąc, to był pierwszy raz, jak uczestniczyła w liturgii katolickiej.

Najbardziej ujął ją chorał gregoriański. Fakt, że to opactwo było sławne ze studiów nad nim i z wykonywania go. Zachwyciła ją jednak jak tak wielka delikatność melodii potrafi adekwatnie wyrazić dramat Paschalny Jezusa Chrystusa. I sam ten zachwyt mocno ją zastanowił. Nie czuła się przecież dobrze. Przejmujący ból rozsadzał jej głowę. Nie wiedziała, czemu, ale takie stany jej się zdarzały. Mimo to uczestniczyła we wszystkich nabożeństwach. Był Wielki Tydzień. Ratowała ją zdolność skupiania się. Jak to potem opisała znajomemu dominikaninowi, ekstremalne natężenie uwagi pozwalało jej „wyjść” z godnego politowania ciała, zostawiając je toczącemu je cierpieniu, przywierając w skuleniu właśnie piękna melodii i słów chorału. To pozwoliło jej zrozumieć lepiej jak można kochać miłość Boga poprzez cierpienie.

Wśród gości był pewien Anglik. Nawiązali rozmowę. Wyjaśnił jej nie tylko treść liturgii Wielkiego Tygodnia, ale i znaczenie sakramentów. Zapoznał ją też z angielskimi poetami metafizycznymi XVII w.. Simone, która zawsze chłonęła całą sobą literaturę nie mogła tego nie wykorzystać. Kiedy po powrocie z opactwa odnalazła te teksty, przyprowadziły je one z powrotem do doświadczenia chorału, do medytacyjnej modlitwy uwagi i zachwytu. Mimo swego sceptycyzmu, zaczęła w tym doświadczeniu odczuwać obecność Chrystusa – ku własnemu zaskoczeniu i zdumieniu. Jakby bardziej zaczęła rozumieć krzyż. Pisała: „melodia gregoriańska jest takim samym świadectwem jak śmierć męczennika”.

Simone była zawsze tak wrażliwa na cierpienie i potrzeby najuboższych. Im więcej studiowała filozofii czy socjologii, tym bardziej przejmowała się ich losem i próbowała im pomóc – jak umiała. Dlatego nie mogła pozostać tylko w kościele. Wydawało się jej to zbyt komfortową sytuacją. Wcześniej trzeba wszystkich przyprowadzić do Chrystusa. Potem dopiero wraz z nimi przyjąć chrzest. Była absolutnie pewna, że pewnego dnia przyjmie chrzest.

I faktycznie, tuż przed śmiercią, która zabrała ją  w wieku 34 lat, została ochrzczona przez przyjaciółkę. Stało się tak jak wierzyła – że pewnego dnia zostanie jej dana ta łaska, w formie jaką zechce Bóg. Czuła, że to nie jej zadanie myślenie o sobie samej. Raczej winna myśleć o Bogu. Do Boga należy pomyśleć o niej. Przeczuwała i w pewnym sensie przygotowywała to w ów Wielki Tydzień spędzony w benedyktyńskim opactwie pięć lat przed śmiercią.

Płaską ścianę absydy kościoła wypełniał wielki krzyż. Z daleka wydawał się figurą pięknie w pisaną w linie, kształty i światło architektonicznej konstrukcji. Dawał mocy i blasku bijących z bieli tej ściany. Był majestatyczny, ale i lekki. Daleki, lecz i bliski sercu. Piękny i przenicowujący. Jakoś dopełniał tę niszę ciszy i wytchnienia owego przycupnięcia przy chorale. Chorał i Krzyż.  Jakby obejmowały ją czule obolałą, lecz cały czas pogodnie skupioną. A ona zaczynała odczuwać zadziwiającą pewność, że Jezus Chrystus to nie sugestia czy wytwór wyobraźni, ale rzeczywistość bardziej niż realna. Jej czyste i pełne gorliwości serce czuło tylko jedno: chęć powierzenia, oddania się jemu. Było to jak dotarcie do portu – dobrego, przytulnego. Dla Simone w sposób naturalny portem tym stał się krzyż. Tylko dlatego mogła wyznać: „zawsze myślałam, że chwila śmierci jest regułą i celem życia”. To jakby nowe spojrzenie na ostatni werset z Prologu Reguły św. Benedykta, zachęcający do wytrwania „w klasztorze aż do śmierci, abyśmy przez cierpliwość stali się uczestnikami Męki Chrystusowej i zasłużyli na udział w Jego Królestwie” (Prol. 50).

Wielki Tydzień prowadzi do Niedzieli Zmartwychwstania. Piękno chorału zaczynało mienić się innymi coraz jaśniejszymi barwami. Simone czuła jeszcze większy sposób. Przestało już być ważne, czy głowa boli czy nie. W jej sercu coś pękło i coś zakwitło…

Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.

Źródło: ps-po.pl, 19 lutego 2020

Autor: mj

Tagi: Simone