Przejdź do treści
Przejdź do stopki

O. Leander

Treść

Najpiękniejsze są poranki. Właśnie o nich chciał opowiadać o. Leander, kiedy przeor poprosił go, by wystąpił w filmie o ich klasztorze. Nie żeby o. Leander miał „parcie na szkło”. Ma już swoje lata, dobrze ponad osiemdziesiąt. Może właśnie dlatego w sumie jest obojętny na tego typu wydarzenia. Może opowiadać różnym ludziom to, czym żyje i co mu daje tę obojętność. Zasadniczo opowiadał, jakby ludzie go nie słuchali. Ale miał z nimi przedziwny kontakt. Bo nie mówił nigdy o sobie. Były to zawsze opowieści szczególne. Płynące z serca, ale też z wielu lat klasztornego życia: wiernego, cichego, pokornego, zasadniczo, w swej najbardziej intensywnej warstwie przebiegającego przed Najświętszym Sakramentem.

Próżno by jednak szukać w tych opowieściach zwyczajowej pobożności. O. Leander mówiąc o Panu Bogu, mówi o wszystkim. Tym razem było o ptakach. Bo dla niego one są najpiękniejszą częścią poranka. Są najbliżej Pana Boga – zwłaszcza w poranki: te mgliste, ale i słoneczne; jesienne i wiosenne. I jest o tym przekonany – zarówno wtedy, kiedy siedzi przed tabernakulum, jak i wtedy, gdy od niego odchodzi pełny Bożego blasku, „naładowany” na cały dzień. Bo ptaki słychać też w kościele. Ich głos przenika przez wysokie okna, rozdzwania się w ciszy spowijającej klasztor.

I tak o. Leander opowiada swój dzień, a zarazem poranek i w sumie swoje zakonne życie, będące teraz dla niego jedną chwilą przed Panem Bogiem. Bo ptaki, których głos przenika mury kościoła, by towarzyszyć trwaniu przed tabernakulum, śpiewają w lesie. Są to te same dźwięki. Jeśli poranek jest nimi przepełniony, ustawia cały dzień. Nadaje mu perspektywę, radość i pokój.

O. Leander nie jest ornitologiem. Ptaki zna z barwy i charakteru śpiewu. Trudno powiedzieć, czy potrafiłby je poprawnie nazwać. Wie natomiast skąd dochodzi ich głos. Z czasem nauczył się je wypatrywać wśród gałęzi. Niektóre sfruwały na trawę. Co śmielsze siadały na ławce. Pojawiały się wczesną wiosną, by stopniowo, wraz z narastaniem dnia, intensyfikować swój śpiew. Na jesieni wszystko cichło. Wiele z nich odlatywało. Jednakże i zimą nagie gałęzie drzew nie były pozbawione ptasiego świergotu. Pilnowały go sikorki i wróble. Czasem zabłąkał się jakiś gołąb. Wieczorem słychać było pohukiwanie puszczyka. Niekiedy delikatnie zatrzepotał nietoperz – zapewne pochodzący z kolonii w ścianach klasztornej studni. Specjaliści mówili, że to szczególna, rzadka odmiana.

Każdego ranka tyle się więc działo. Zdaniem o. Leandra to była liturgia, w którą angażowało się słońce, drzewa no i, rzecz jasna, ptaki. Każdy miał swoją rolę, trudną do wytłumaczenia. Miała jednak swoje miejsce i swoją melodię. Nie było się nad czym zastanawiać. Kolejne lata uczyły, że tak po prostu jest. Bez wyjaśniania, za to z maksymalną intensywnością. Ptaki stały się częścią klasztornego życia o. Leandra. Nie, żeby je karmił. To byłoby zbyt banalne, by nie rzec… obrazoburcze. Zresztą miały one swoją godność. Las im wystarczał. Po prostu, jak sądził, w swym śpiewie dzieliły się z nim swoim życiem. Tak jak potrafiły. Starał się tym pokorniej i tym wdzięczniej się w nie wsłuchiwać, dając im uwagę, czas no i przede wszystkim milczenie. Dzięki Bogu w klasztorze i wkoło niego było zazwyczaj cicho. Zwłaszcza rankiem. Ptaki są heroldami ciszy, ale i jej kolegami (albo koleżankami). Bez skrupułów bawią się nią, zapraszają do swych gierek. Potrafią jednak też się z nią droczyć. Są w tym bezwzględne i bezinteresowne. I właśnie to tak ujmuje o. Leandra. To jest cisza, która żyje. Pulsuje i daje sens. Lecz kolejne lata obcowania z tą ptasią ciszą przyniosły jeszcze inne odczucie: chwały. Nie do końca uświadamiając sobie wagi sytuacji, o. Leander czuje coraz mocniej, że tu chodzi właśnie o prawdziwe, głębokie chwalenie Boga i jego dzieł. Nie na darmo Jutrznia to modlitwa chwały (Laudes). Św. Benedykt nakazuje, by codziennie śpiewać w niej psalmy pochwalne [148-150] (RB 13, 11). Dzięki ptakom o. Leander zrozumiał, o co chodzi w Alleluia. To nie jest zawołanie czy okrzyk. Ma swój smak, tonację, aromat. Bo śpiew, ptaków wpleciony w światło wschodzącego dnia i coraz wyraźniej zarysowujące się linie drzew, jest doświadczeniem konkretnego momentu czasu i miejsca, dotknięciem tu i teraz – delikatnym, lecz pewnym i niezapomnianym.

Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.

Źródło: ps-po.pl, 16 października 2019

Autor: mj

Tagi: O. Leander