Przejdź do treści
Przejdź do stopki

O rozglądaniu się

Treść

Nawet święta mogą być tak stracone. Zbyt wiele myśli, wspomnień. Wciąż jesteśmy w ruchu, nowe wrażenia. W sumie niby dobrze. Takie czasy: wszystko płynne i w ruchu. Ale i dawniej tak było. Czy ruch, wspomnienia, oglądanie wszystkiego z perspektywy, odczuwanie satysfakcji – takiej zwykłej ludzkiej, radość z zadziwienia nie są czymś pozytywnym? Zwłaszcza teraz, na wiosnę?! Zwłaszcza na Wielkanoc?! Nie jest pięknie rozejrzeć się wokół, zebrać doświadczenia z przeszłości, zobaczyć się w pięknej perspektywie?

Jest taki szczególny wiersz wielkanocny, który opowiada o tego typu przeżyciu. Opisuje wyobrażoną sobie przez poetę pewną Wielkanoc Jana Sebastiana Bacha:

Rodzina wyjechała do Hagen.
Sam zostałem w tym ogromnym domu.
Po galeriach krokami dudnię.

Bardzo śmieszą mnie te złocenia
i te pelikany rzeźbione jak od niechcenia,
i te chmury mknące na południe.

Ja bardzo lubię chmury. I światło pochmurne.
Jak fortece. Jak moje fugi poczwórne.

Cóź to za rozkosz błądzić przez pokoje
z Panią Muzyką we dwoje!
Jak las jesienny świece w lichtarzach czerwone.

A dzisiaj jest Wielkanoc. Dzwon rozmawia z dzwonem.
O, wesołe jest serce moje!

W starych szufladach są stare listy,
a w książkach zasuszone kwiaty,
jak to miło plądrować wśród starych papierów…
O, świąteczne godziny pełne złotych szmerów!
o, natchnienia jak kolumny złote! 0, kantaty!

Ubrany w zielony aksamit
brodzę, błądzę tymi pokojami,
i po galeriach, i po schodach;

o, jeszcze tyle, tyle do wieczora godzin,
żeby mruczeć, żeby nucić, żeby chodzić,
żeby płynąć jak zaczarowana woda!

Ciemne jak noc portrety witają mnie w salach,
jeszcze bardziej ciemniejąc, kiedy się oddalam.

To śmieszne, że niektórzy nazwali mnie mistrzem,
mówiąr że w mych kantatach zamknąłem niebiosa.
Szkoda, że tu nie wszyscy znacie mego kosa,
ach, jakże ten kos śpiewa, jakże ten ptak gwiżdże,
jemu wiele zawdzięczam. No i wielkim chmurom.
I wielkim rzekom. I piersiom twoim, Naturo.

Spójrzcie na te niebieskie hiacynty,
na te krzesła z czarnego drzewa,
na te wszystkie złocone sprzęty,
na tę klatkę z papugami, która śpiewa,
na te obłoki jak srebrne okręty,
które wiatr południowy podwiewa.
Tak. Spójrzcie. To jest moje mieszkanie.
Też wspomnienie po Janie Sebastianie.

Mówią, że jestem stary. Jak rzeka.
Że czas coraz bardziej z rąk mi ucieka.
To prawda, że mi wiele godzin przepadło.
Ale to nic. Do diabła! Ja gram na mocnych strunach
i są jeszcze kantaty moje, do pioruna!
Nie czas mnie, ale ja go wziałem na kowadło.

Zaraz przyjdzie rodzina i zacznie się uczta.
Córy moje, nim siadą, przejrzą się do lustra.
I chmara gości ściągnie. I nastąpi taniec.
Podjedzą sobie setnie i podpija dobrze.
I pasterz z gobelinu też huknie na kobzie.
A potem wieczór przyjdzie. I zniknę w altanie.

Bo lepsza od mych skrzypiec, gdym grywał w Weimarze,
niźli perły, o których. dla mej żony marzę,

niż sonaty mych synów, niż wszystkie marzenia,
taka chwila wielkiego, wielkiego wytchnienia,

właśnie teraz, gdy widzę przez altany szparę
rzecz niezwykłą, zawrotną, szaloną nadmiarem:
WIOSENNE GWIAŹDZISTE NIEBO.

Urocza sytuacja. Piękny wiersz. Harmonizuje tyle wątków. Wielkanoc okazuje się pięknym wiosennym pretekstem do pięknego rozglądania się wokół – po domu, po historii, po okolicy. Aż zbyt piękne! Czy jednak nie zbyt wielkanocne? Uważny i skrupulatny czytelnik zapyta: gdzie jest Pan Jezus? Gdzie jest Zmartwychwstanie? Wielkanoc stała się jedynie pretekstem okazją do miłej przechadzki o okolicach pamięci, do rozejrzenia się po życiu. To dobre sprawy. Ale czy… czegoś tu nie brakuje?

Trudno polemizować z poetą zdolnym stworzyć tak piękny i sugestywny obraz. Wierząc w Zmartwychwstanie jesteśmy wszakże pod wpływem innego Poety, który zaprasza – a raczej wciąga – do czegoś więcej niż tylko miła przechadzka, rozglądanie się, przyjemność wspomnień. Zdaje się, że zbyt łatwo oddaliśmy się wpływom właśnie takich sympatycznych momentów. Tak naprawdę stały się naszym celem. Wszak życie nie pieści. Dlatego nieco chwil spokoju jest na wagę złota.

Ten zwrot, tak mocno obecny we współczesnej kulturze i duchowości jest wszakże rodzajem… zdrady Wielkanocy i związanej z nią Tajemnicy Paschalnej. Jest ona wszakże czymś radykalnym. Przenika do dna, porywa.

Nie jest bynajmniej rozglądaniem się, przechadzką. Niepokoi, burzy samozadowolenie. Także wywraca to wszystko, co dawało nam dotąd satysfakcję. Zwykła, sympatyczna satysfakcja to za mało, dla kogoś, kto naprawdę chce wejść w Tajemnicę Wielkiej Nocy! Życie to nie przechadzka, przyjemne rozglądanie się i odczucie satysfakcji! Życie przywrócone Zmartwychwstaniem Pana Jezusa jest imperatywem. Porywa, Wyłania się, wyłania z najbardziej szarej i monotonnej codzienności. Dokładnie stamtąd, gdzie czuliśmy się nie usatysfakcjonowani. To jego strategia i natura, by nas porwać dalej, przeprowadzić na drugą stronę sensu. Chce by się mu oddać. Woła o to w liturgii. W rytmie dni Wielkiego Tygodnia ale i Oktawy wielkanocnej, odmierzanych wartkim ożywczym nurtem biblijnych tekstów – tak głębokich i mocnych, że chcą wziąć w posiadanie całą zgrzebną codzienność, która dotychczas może zdawała się nieudana czy wręcz zmarnowana. Oto nadchodzi nagroda za wierność i wytrwałość codziennym trudom. Za oparcie się pokusie łatwego rozglądania się czy taniej satysfakcji:

Człowiek jednak się
nie rozgląda
tylko obraca kółko
i kto to wie
zostanie zabity
zmartwychwstającym
życiem..
Trójkolorowemu morzu
trójkolorowemu morzu
człowiek nie ma poza tym
nic do powiedzenia [Wiersz nosi tytuł Człowiek się nie rozgląda].

Zmartwychwstanie przychodzi przez wierne obracanie kółka naszego życia. Przez porwane nici naszych planów i nadziei. Przez nieudane próby znalezienia chwili spokoju i satysfakcji. Przez wszystkie zakłócone próby rozglądania się czy znalezienia oddechu. Ono jest Oddechem, który przychodzi od Źródła Życia. Perspektywą dużo wspanialszą niż zwykłe ludzkie, nawet najpiękniejsze się rozglądanie. Zmartwychwstanie otwiera bowiem nowe horyzonty. Zrodzone z okrutnej Męki i Śmierci Pana Jezusa, zbiera w nią wszelkie nasze utrapienia – a raczej pochłania je jak gąbka, czyni z niej żyzną glebę zakwitnięcia prawdziwego życia. Porywa i przemienia. Liturgia słowami Psalmu 27 opisuje to dosłownie mówiąc wręcz o zakwitnięciu na nowo naszego ciała. Jeśli nie obumrze, jak ewangeliczne ziarno – efekt nie będzie mocny, godny naszego przeznaczenia. Niestety, dla naszej współczesnej, zbyt wygodnej mentalności, brama tego przejścia, czyli Paschy, jest ciasna. Św. Benedykty pisze o tym wyraźnie w różnych miejscach swej Reguły – choćby w Prologu, gdzie opisuje „drogę zbawienia” jako dostępną tylko „ciasną bramą” (RB, Prol, 48) czy proponując niektóre narzędzia dobrych uczynków, jak choćby ten „wyrzekania się samego siebie, aby iść za Chrystusem” (RB 4,10). To są przedsionki Zmartwychwstania. Niezbędne, by zaistniało i okazało swoją moc.

Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.

Źródło: ps-po.pl, 24 kwietnia 2019

Autor: mj