Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jeszcze o aniołach - i ludziach

Treść

Dzisiaj coraz częściej samotność dopada nas wśród ludzi. I nie tylko chodzi o rodzinę – ale i grupy, środowiska – może nawet wspólnoty – które wybraliśmy i którym poświęciliśmy naszą energię i nasze życie. Przyszliśmy z naszym zapałem i talentem – i z wielką nadzieją. Z czasem – niekiedy bardzo szybko, niekiedy później – orientujemy się, że coś nie gra. Niby wszystko w porządku, ale jakbyśmy odbijali się od ściany. Chcemy być dzielni – ale to nie wystarcza. Nikt tego nie dostrzega. Możliwości, które wydawały się dla nas – nie są osiągalne. W miejscach, gdzie moglibyśmy być pomocni – już są inni. I wcale od nas nie lepsi. Lepiej jednak powiązani z innymi. A przecież tyle nam obiecywano! Teraz jednak już nikt o tym nie pamięta. Sprawy idą utartym torem – wytyczonym już dawno, lecz bez nas. Nawet nie mamy siły zastanawiać się czy jesteśmy jeszcze potrzebni. To zbyt bolesne. A jeszcze bardziej boli pytanie, które jednak nie może nie powstać: dlaczego to wszystko? Czego nam brakuje? Co złego zrobiliśmy? Jakbyśmy byli z innego świata, funkcjonujący na innych częstotliwościach! Ściana, o którą się coraz boleśniej odbijamy to jednak relacje i najdziwniejsze powiązania innych ludzi. Niepojęte, ale w sumie umożliwiające działanie systemu. Im jest dobrze. Nawzajem się wspierają. Pilnują pozycji – i profitów. Są ważni i dają to innym odczuć. Nie mogą wszyscy być ważni. Miejsca jest za mało – choć naprawdę zawsze lepiej dzielić między mniejsza liczbą osób. Każda dostanie więcej. Stąd ta ściana. Niewidoczna, ale bezwzględna. Żadnej propozycji, możliwości rozwoju, zysków. Tylko oni. I koniec. A my? Robimy, co do nas należy. Coraz pokorniej, z ulatniająca się nadzieją. Nie przestajemy stawiać stopy za stopą – na coraz cieńszej jednak linie, która okazuje się słomą. Spektakl zamienił się w wszechobejmujące doświadczenie obojętności przeradzającej się nieuchronnie w poczucie bezsensu. To podkopuje motywację. Kogo tak naprawdę obchodzi to, co robimy? I tak wszystko rozegrają oni. Warto trwać? A jednak coś nas podtrzymuje. Coś chroni sens.

Gdzie jednak tylko jest jeszcze stopa
Przed stopą
Na słomianej linie
Tam wkładają aniołowie
Ręce
Swoje płomieniste uzdrawiające ręce
Pod czerwone sandałki
Przefarbowane na czarno.
Przez siostrę-szewca
Teraz Gomer już nie idzie
Tylko biegnie [Ten wiersz nosi tytuł Psalm 91m wers 11-12].

Czasem – a może nawet coraz częściej – anioły potrzebują pomocy ludzi. Niekiedy może się zdawać, że same przybierają ludzką postać. Na szczęście te najgorsze ściany – bo niewidoczne, jako, że między ludźmi – nie są ostateczne. Można je przeniknąć, przejść, obejść – przefrunąć. Nie wiadomo jak – ale jest to nie ważne. Istotne, by pojawiła się choć jedna osoba, która zauważy czyjś wysiłek – i doceni go. O dziwo, taka osoba zazwyczaj jest w systemie. Powinna być obojętna i bezwzględna – ale, nie wiedzieć czemu, taka nie jest. Każdy system ludzkiej bezwzględności ma, na szczęście dziury. Niemożliwe, by wszyscy ludzie danego środowiska byli świniami. Zawsze zdarzy się – może tylko jeden, ale mniej zdegenerowany. Jak to działa, jak do tego dochodzi – to tajemnica. Faktem jest, że nagle – nieoczekiwanie – możliwe staje się coś więcej. Zwyczajna wytrwałość – często wbrew nadziei – nagle dochodzi do okna nowych perspektyw. Trochę tak, jak to opisuje św. Benedykt w przypadku ekskomunikowanych braci:

Opat powinien z całą gorliwością troszczyć się o błądzących braci, ponieważ nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają (Mt 9,12). Tak więc musi, jak mądry lekarz używać najróżniejszych sposobów: Niechaj posyła do nich „sympektów” , tzn. starszych i mądrych mnichów, którzy by chwiejnego brata dyskretnie podnosili na duchu skłaniając do pokornego zadośćuczynienia za popełniony błąd, a jednocześnie pocieszali, by nie popadł ów człowiek w straszliwy smutek (2 Kor 2,7), bo jak mówi znowu ten sam Apostoł, trzeba potwierdzić miłość (2 Kor 2,8 Wlg) względem niego. I niechaj wszyscy za niego się modlą (RB 27, 1-4)

Zaraz, zaraz – powie ktoś. Przecież to inna sytuacja! Św. Benedykt pisze o błądzącym mnichu, którego wypada zintegrować ze zdrową wspólnotą. Tutaj mamy kogoś w porządku konfrontującego się z chorym, niszczącym je środowiskiem. Jak najbardziej! Mechanizm jest jednak ten sam – i wyzwanie: w każdej sytuacji izolacji, niezrozumienia, konfliktu – potrzeba łącznika, mediatora, zwiastuna – właśnie owego „sympekta”. Wobec rozmaitych zawirowań dzisiejszych czasów czy można jasno powiedzieć, kto jest winny? Najprościej wszystkich oskarżyć, obrazić się – ale co z tego? Środowiska istnieć będą dalej. Doświadczamy dzisiaj, niestety, kryzysu wspólnoty. Znamienne jest, że w minionych latach coraz więcej wspólnot benedyktyńskich… nie jest w stanie wybrać opata. Czyżby to, co dla św. Benedykta było oczywistością – wspólnota jako odniesienie, dzisiaj jest tylko coraz odleglejszym ideałem? Chwileczkę! Przecież nawet sam św. Benedykt – np. właśnie przy wyborze opata – dopuszcza możliwość pobłądzenia całej wspólnoty, proponując w tym przypadku oparcie się o jakże trudną do zinterpretowania tzw. „część niewielką, lecz kierowaną lepszym rozeznaniem” – co łacina oddaje wymownym określeniem „pars sanior” co dosłownie oznacza „część zdrowsza” Fragment ten brzmi następująco: Przy ustanawianiu opata trzeba zawsze przestrzegać zasady, by ten nim został, kogo wybierze jednomyślnie i w bojaźni Bożej cała wspólnota lub choćby tylko jej część niewielka, lecz kierowana lepszym rozeznaniem (RB 64, 1).

Jakże to wszystko tajemnicze, ale i w sumie… pocieszające! Nawet w najbardziej mętnych wodach ludzkiej niegodziwości i bezwzględności jest szansa na sens. Zawsze ktoś może otworzyć okienko, aby wpadł promyk nadziei.

Nigdy nie wiadomo, kto go przyniesie. Ale zawsze ktoś się znajdzie. Choć może będzie trzeba czekać. Bo anioły są cierpliwe, ale i zdeterminowane. Trzeba więc trwać w śmiesznych, przefarbowanych sandałkach. Dla aniołów są ważne nasze kroki. Chcą ochronić przed spadnięciem w przepaść zwątpienia choćby jedną osobę. Wiedzą bowiem, że jeden ocalony pamiętający o swej niedoli może potem pomóc innym.

Wypatrujmy wiec aniołów. Tam zwłaszcza, gdzie najmniej prawdopodobne wydaje się ich przyjście. One tak naprawdę są zawsze. Czuwają nad każdym krokiem. Ale może być ich więcej – szczególnie, gdy może czujemy się słabsi. Nie pozostaje więc nic innego jak modlić się z poetą do dobrego Boga:

Tylko anioły do mnie wysyłaj,
Piękne, pierzaste i zadbane,
Niech latają ponademną,
Jak złotoskrzydłe motyle.
Niech latają nade mną,
Niech mi cudne nuty grają.
Wysyłaj do mnie anioły,
Niech mi w duszy śpiewają.
Anioły do mnie wysyłaj,
Niech mi cudne nuty grają.
Wysyłaj do mnie anioły,
Niech mi w duszy śpiewają.
Anioły do mnie wysyłaj,
Niech mi cudne nuty grają.
Wysyłaj do mnie anioły,
Niech mi w duszy śpiewają.
Tylko anioły do mnie wysyłaj,
Będę gotował im obiady,
Do przyjaciół zabiorę,
Po ścieżkach swoich oprowadzę.

Anioły do mnie wysyłaj,
Piękne, pierzaste i zadbane.
Wysyłaj do mnie anioły,
Anielskie piękności.
Anioły do mnie wysyłaj,
Piękne, pierzaste i zadbane.
Wysyłaj do mnie anioły,
Anielskie piękności.

Anioły do mnie wysyłaj,
Zrób im kanapki na drogę.
Wysyłaj do mnie anioły,
Złotoskrzydłe piękności.
Anioły do mnie wysyłaj,
Zrób im kanapki na drogę.
Wysyłaj do mnie anioły,
Złotoskrzydłe piękności.
Anioły do mnie wysyłaj,
Zrób im kanapki na drogę.
Wysyłaj do mnie anioły,
Złotoskrzydłe piękności.

„Selfie z Regułą” to nowy cykl felietonów, których autorem jest Bernard Sawicki OSB, obecnie wykładowca w Papieskim Ateneum św. Anzelma w Rzymie i Koordynator Instytutu Monastycznego.

Źródło: ps-po.pl, 17 lipca 2018

Autor: mj

Tagi: Jeszcze o aniołach i ludziach